Anita Werner – Niemoralne rozmowy
„Prowadząc rozmowy w TVN24, myśli Pani: jaki mam fajny biustonosz?”, „Czy występuje u Pani potrzeba wielkiej namiętności?” Najsztub pyta, a Anita Werner... się czerwieni.
– Pani jest naprawdę taka poważna?
Anita Werner: Nie.
– To po co ta poza?
Anita Werner: To nie poza.
– Poważna, bo dziennikarz musi być poważny?
Anita Werner: W naszej pracy nie ma specjalnie z czego się śmiać.
– Jak to? Sami w sobie jesteśmy śmieszni, groteskowi i od pierwszego do pierwszego – opisujemy świat, który jest śmieszny i groteskowy.
Anita Werner: Tylko ta śmieszność i groteska jest w konflikcie z powagą spraw, którymi się świat czasami zajmuje, a nasza groteskowość – z poważną materią, którą się zajmujemy.
– I to ma być poważne?
Anita Werner: Ma duży wpływ na ludzi. A czy ja jestem poważna...? Jeżeli zapytałby pan o mnie kolegów z „Faktów”, to myślę, że ten przymiotnik byłby ostatnim, który przyszedłby im do głowy.
– To od której do której jest Pani w tej poważnej pracy?
Anita Werner: Od 9 do czasami 17, 20, 22. Ale nie jestem z tych, którzy żyją po to, żeby pracować.
– Dobrze zrozumiałem, 90 procent czasu spędza Pani w pracy, ale nie jest osobą, która żyje po to, żeby pracować?
Anita Werner: Nie 90 procent. Mam jeszcze strasznie dużo czasu na to, żeby być z osobą mi bliską, sprawdzić, co słychać u mojego taty, i potrenować trzy razy w tygodniu po dwie godziny na siłowni.
– Czemu siłownia?
Anita Werner: Bo to dobrze robi na głowę.
– Jest jakiś problem z głową?
Anita Werner: Nie, właśnie dlatego, że trenuję. Mamy w sobie pokłady takiej mocy, która w sytuacjach stresowych może się skończyć agresją. Przerobiona na wysiłek fizyczny robi dobrze. Uwielbiam to dobre, sportowe zmęczenie.
– Jedźmy dalej w poszukiwaniu uśmiechu Anity Werner. My, dziennikarze, jesteśmy częścią świata rozrywki, zarabiamy gadaniem, dlatego chyba powinniśmy...