Reklama

Kilka dni temu zakończył się kolejny wyścig Mille Miglia. To jedyny wyścig w swoim rodzaju – mogą brać w nim udział jedynie zabytkowe auta, a rajdowcy nie ścigają się po torze, a po ulicach publicznych malowniczych północnych Włoch.

Zobacz nasz dziennik z 90. Wyścigu Mille Miglia i sprawdź, jak poradziły sobie polskie załogi Perlage Team, których kierowcy zasiedli w dwóch zabytkowych Astonach Martinach.

Zobacz także

Mille Miglia już tuż-tuż

Materiały prasowe

Dzień przed startem wyścigu – 17 maja – co roku odbywa się uroczyste plombowanie samochodów na Piazza della Vittoria. O co chodzi? To ostatnie sprawdzenie, czy samochód, który przeszedł wcześniej kontrolę w Fiera di Brescia to dokładnie ten sam, który podjeżdża do sędziów. Trzeba upewnić się, że przez noc nie wprowadzono w nim żadnych modyfikacji.

Materiały prasowe

To jednak nie wszystko. Powolna parada zabytkowych samochodów to także świetna okazja, by kierowcy zaprezentowali swoje zachwycające samochody. A jest co oglądać! Na starcie pojawiło się aż 450 aut. Kierowcy gawędzili z fanami wyścigu, innymi załogami oraz dziennikarzami – było czuć ducha oryginalnego Mille Miglia, które 90 lat temu wystartowało po raz pierwszy.

I ruszyli!

Materiały prasowe

18 maja – dzień, na który czekali wszyscy miłośnicy Mille Miglia! Najpierw trzeba jednak zjeść lunch. Zanim kierowcy wystartowali w 1000-milową trasę, musieli nabrać sił podczas tradycyjnego posiłku w Muzeum Mille Miglia w Brescii.

I ruszyli! Kierunek Padwa! Kierowcy przejechali obok jeziora Garda, przez urokliwą Valeggio Sul Mincio oraz romantyczną Veronę. Na każdym kilometrze witani byli przez rozentuzjazmowane grupy kibiców.

Pomimo, że czwartkowa trasa nie była zbyt długa, to zaskakiwała trudnością. Miała aż 25 odcinków specjalnych, na których samochody musiały pokonać wyznaczoną odległość albo w podanym czasie, albo utrzymując określoną prędkość. Na szczęście każdemu zespołowi towarzyszyła orzeźwiająca Cisowianka Perlage – oficjalny sponsor główny Mille Miglia.

Materiały prasowe

A jak poradzili sobie Polacy? Pomimo drobnych trudności technicznych oba Astony Martiny startujące w barwach Perlage Team dotarły do mety w Padwie w czasie pozwalającym na zajęcie miejsc około połowy stawki. Po pierwszym etapie prowadziła jednak włoska dwójka Luca Patron i Massimo Casale w O.M. 665 S Superba 2000.

Kierunek: Wieczne Miasto

Materiały prasowe

Dla kierowców z początkowymi numerami, 19 maja rozpoczął się około 6.30, kiedy to przy akompaniamencie ryczących silników i aplauzie najwierniejszych kibiców, w drogę do Rzymu wyruszyły pierwsze ekipy.

Po dość płaskim pierwszym etapie, szlaki drugiego dnia wyścigu prowadziły głównie przez górskie serpentyny. W kolejnych godzinach kierowcy przekraczali granice urokliwych włoskich miast: Monselice , Savignano sul Rubicone, Ferrary, Ravenny czy San Marino. W tym ostatnim musieli wjechać na sam szczyt góry, zaliczyć kilka check-pointów, następnie w odpowiednim tempie zjechać ze wzniesienia.

Materiały prasowe

W Mille Miglia liczy się precyzja. Jak radzą sobie z tym załogi? Do takich zadań specjalnych zostały stworzone odpowiednie systemy pomagające w kalibracji czasu. I właśnie jeden z nich uległ awarii w Astonie Martinie DB 2/4. Na szczęście nowy egzemplarz szybko przyleciał z Polski i został zamontowany w aucie.

Materiały prasowe

Rzymski finał ustawiony został na Via Veneto, nieopodal parku okalającego Villa Borghese, gdzie kierowcy parkowali swoje auta w kolejce, czekając na możliwość wjazdu na linię mety. Pech chciał, że kierowców kończących etap po 23.00, w tym Dorotę i Krzysztofa Weka w Astonie z 1955 r., finisz w Wiecznym Mieście zaskoczył… ulewą.

Górzysty etap

Materiały prasowe

20 maja kierowcy mieli pod górę. I dosłownie i w przenośni. Etap z Rzymu prowadził przez kręte wzgórza Toskanii i Umbrii, które choć piękne, potrafią przysporzyć kierowcom sporo problemów. Tym bardziej, że pogoda również nie rozpieszczała. Pokonywanie wzniesień i ostrych zakrętów w pełnym słońcu na zmianę z ulewnym deszczem, czy nawet gradem, do łatwych nie należało.

Ale to nie jedyny problem z jakim ekipa Perlage Team musiała się zmierzyć. Wczesnym popołudniem w trakcie jazdy urwała się część ramy mocującej tylne zawieszenie Astona Martina DB 2/4. Sytuacja wyglądała groźnie, na szczęście dzięki uprzejmości włoskich mechaników, którzy udostępnili ekipie Perlage swój warsztat, sprawnie udało się ten problem naprawić.

Materiały prasowe

Miasto, przez które jadą kierowcy, to nie tylko zabytki. Fakt, że sceneria, w której rozgrywa się wyścig jest bardzo istotna, ale nie możemy zapominać o ludziach, którzy te miejsca wypełniają. Dla mieszkańców Włoch cztery dni z Mille Miglia to czas w roku, na który czekają szczególnie. Zasiadają wtedy przy kawiarnianych stolikach, na balkonach albo przydrożnych murkach i machając flagami ze słynną czerwoną strzałką kibicują kierowcom. Niektórzy niespiesznie piją kawę, inni gorączkowo zagrzewają kierowców do walki.

Materiały prasowe

Są też tacy, którzy… karmią załogi startujące w wyścigu Tysiąca Mil. W końcu czy może być coś bardziej włoskiego, niż pizza zjedzona na placu w Sienie albo łyk espresso gdzieś w małym miasteczku Toskanii?

Po trzecim etapie rajdu Czerwonej Strzały nastąpiła zmiana na prowadzeniu. Na pierwszym miejscu byli Andrea Vesco i Andrea Guerini w Alfie Romeo 6C GS, dotychczas prowadzący w klasyfikacji Luca Patron i Massimo Casale w O.M. 665 S Superba 2000 spadli na drugą pozycję. Załogi Perlage Team nadal utrzymywały się około połowy stawki.

Z powrotem do Brescii

Materiały prasowe

21 maja samochody ponownie dotarły do Bresci po czterech dniach zmagań. Na linii mety, która tak niedawno była startem całej rywalizacji, stanęły oba Astony jadące w Perlage Team zajmując miejsca w środku stawki. Biorąc pod uwagę dużą karę punktową, która została nałożona na Astona Martina DB 2/4 z numerem 355 w związku z awarią samochodu i wynikającym z niego spóźnieniem, to bardzo dobry wynik.

Zwycięzcami tegorocznej edycji zostali Andrea Vesco i Andrea Guerini jadący Alfą Romeo 6C 1750 GS z 1931 roku z numerem startowym 74.

Materiały prasowe

Odcinek zaplanowany na ostatni dzień zmagań, czyli Parma – Brescia, był stosunkowo niedługi i spokojny. Po męczących poprzednich etapach, walce z pogodą, awariami i współzawodnikami, kierowcy mieli okazję bez większego stresu podziwiać malownicze krajobrazy północnych Włoch i cieszyć się ostatnimi godzinami na trasie Mille Miglia. Przejechali m.in. przez Cremonę, Mantovę i Montichiari. Wisienką na torcie niedzielnej trasy był odcinek specjalny przez Aeroporto di Ghedi, siedzibę Włoskich Sił Powietrznych. Po nim nastąpił wspólny lunch w Rovato i przejazd do Viale Venezia w Bresci, gdzie na kierowców czekali organizatorzy, kibicie i ekipy pomagające zawodnikom.

Materiały prasowe

Kolejny wyścig za nami – widoki były jak zawsze piękne, a droga emocjonująca. Na mecie czekali rozentuzjazmowali kibice i butelki wina dla przekraczających linię.

Także Polacy poradzili sobie świetnie – pomimo kilku problemów technicznych, obie załogi Perlage Team świętowały w Brescii, a wszystkiemu towarzyszyła Cisowianka Perlage, która przyłożyła rękę do organizacji tej wyjątkowej, jubileuszowej edycji wyścigu.

Do zobaczenia za rok!

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama