Gdy w 2006 roku Tamara Arciuch i Bartek Kasprzykowski poznali się na planie serialu „Halo Hans!”, nikt nie podejrzewał, że zostaną parą. Zwłaszcza że oboje byli w związkach. A jednak. Połączyło ich coś więcej niż przyjaźń. W mediach rozpętała się burza. A oni milczeli, bo nie chcieli niczego komentować. Są razem już sześć lat i znów jest o nich głośno. Niedawno ukazały się publikacje, że zostali wyrzuceni z teatru impresaryjnego. Powodem miało być ich zachowanie. Podobno ciągle się kłócili i spóźniali, a to źle wpływało na resztę ekipy. Prawda jest taka, że Arciuch i Kasprzykowski zrezygnowali ze spektaklu dużo wcześniej, bo ich wizja współpracy rozmijała się z wizją producentów. Tym razem jednak, nauczeni doświadczeniem, postanowili udzielić wywiadu i powiedzieć, jak ta historia wygląda z ich strony.

Reklama

– Podobno jesteście fatalną parą.

Tamara: Do tej pory uważano nas za parę bardzo, ale to bardzo fajną. A ta opinia, o której mówisz, to efekt ostatnich prasowych doniesień. Wymyślona plotka, stworzona po to, żeby nam zaszkodzić. Musiał to zrobić ktoś, kto nam źle życzy. My możemy się bronić, głośno zaprzeczać, ale jak ktoś tak gęsto się tłumaczy, to można pomyśleć, że coś jest na rzeczy. Ale wystarczy zapytać ludzi, którzy nas znają i z nami pracują – oni wiedzą, jaka jest prawda.
Bartek: Po prostu ktoś sobie naszym kosztem próbował coś załatwić. Czy było to wyrównywanie urojonych porachunków, czy promocja… A wszystko to są bzdury wyssane z palca.

– Czyli jesteście idealni?

Bartek: Par idealnych nie ma, ale – jak na nasze wymagania – można o nas tak powiedzieć.
Tamara: Wiele osób mówi, że jesteśmy dla siebie stworzeni :). Ale oczywiście jesteśmy też zwykłymi ludźmi, którym zdarzają się sprzeczki. Nigdy jednak nie przenosimy ich do pracy! Nigdy! To po pierwsze. A po drugie każde nieporozumienie staramy się bardzo szybko wyjaśnić. Niemożliwe jest, żebyśmy na przykład nie odzywali się do siebie przez tydzień. Ciche dni trwają u nas… pięć minut. Takie mamy charaktery. Nie jestem w stanie funkcjonować w atmosferze nieporozumienia, nabrzmiałego konfliktu. Muszę wszystko wyjaśnić, jak trzeba powiedzieć „przepraszam”, nie mam z tym żadnego problemu. Bartek ma podobnie. To jest też recepta na to, że jest nam ze sobą po prostu dobrze.
Bartek: Nigdy się przy kimś nie kłóciliśmy.

Zobacz także

– Jesteście do siebie podobni czy jesteście swoimi przeciwieństwami?

Tamara: Jesteśmy podobni do siebie. Niektórzy mówią, że nawet fizycznie (śmiech). Mamy dużo wspólnych cech, te same rzeczy nam się podobają, te same nas drażnią, podobnie podchodzimy do świata, do zasad. Te same rzeczy nas bolą.
Bartek: Tylko Tamara jest lepiej zorganizowana.
Tamara: Może faktycznie jestem trochę lepszym logistykiem, ale kobiety zazwyczaj tak mają. Bartek ma artystyczną duszę. Rachunki to jest coś, co go denerwuje. Dlatego ja się tym zajmuję. Ale też lubię bujać w obłokach i gdybym nie musiała, wolałabym się tym nie zajmować. Nieraz zdarzyło mi się zapomnieć o zapłaceniu rachunku czy o ważnej rzeczy. Nie cierpię dzwonić, załatwiać, to jest dla mnie zawsze stresujące. Za to Bartek świetnie działa w sytuacjach kryzysowych. Doskonale sprawdza się wtedy jego umiejętność improwizowania (śmiech). Ma dużo cech, które rekompensują jego artystyczne roztargnienie.

– Czy to, że oboje wykonujecie ten sam zawód, ułatwia Wam życie?

Tamara: Jest nam łatwiej przede wszystkim pewne rzeczy zrozumieć. Oboje w tym siedzimy i wiemy, jak nasza praca wygląda. Nie muszę tłumaczyć Bartkowi, że zostaję na planie do nocy, bo mi się zdjęcia przedłużyły. Nie będzie mi robił wymówek ani awantury z tego powodu, bo on po prostu wie, że tak się zdarza. Trudne jest to, że przykrości, które nas spotykają, porażkę czy niepowodzenie tej drugiej bliskiej osoby odbiera się właściwie jak swoją. Odczuwamy ją dwa razy bardziej. Ale to też chyba wynika z tego, że jesteśmy ze sobą bardzo blisko.
Bartek: Życie z aktorem jest trudne, bo to niepewny zawód. Ale faktycznie, nikt nie zrozumie aktora tak dobrze, jak inny aktor. Okresy intensywnej i wytężonej pracy, które potrafią wyczerpać fizycznie i psychicznie, przeplatają się z okresami, kiedy tej pracy nie ma, za to jest duża niepewność, co dalej będzie. Co prawda kiedy nie ma pracy, można się zająć pracą twórczą. Tak powstał spektakl „Pod niemieckimi łóżkami”. Przez dziewięć miesięcy nie miałem pracy i zabrałem się za pisanie sztuki. Napisałem scenariusz. Są też bonusy takich sytuacji – możemy wtedy naprawdę dużo czasu poświęcić dzieciom, kiedy praca nie odrywa nas od nich, od życia rodzinnego. To jedna z najważniejszych zalet.

– Stworzyliście pewnego rodzaju markę Arciuch–Kasprzykowski. Czy to pomaga Wam w zdobywaniu nowych ról?

Tamara: Nie chodzi o jakąś markę. Po prostu do tej pory chętnie nas brano razem do projektów teatralnych (zrobiliśmy ich razem pięć), dlatego że dobrze się z nami pracowało. Ale przecież w serialach nie gramy razem. Ja gram na stałe w „M jak miłość” i w „Ojcu Mateuszu”, Bartek ma role w „Przyjaciółkach”, „Czasie honoru” i „Ranczo”. Teraz mamy „serialowy czas”, jesień pewnie będzie bardziej intensywna teatralnie. Poza tym zatrudnianie nas razem jest dla produkcji opłacalne finansowo, bo muszą zapłacić tylko za jeden pokój w hotelu (śmiech).
Bartek: Do tej pory wiele razy pracowaliśmy razem i to się zawsze sprawdzało. Jesteśmy profesjonalistami i nie przenosimy prywatnych spraw na zawodowe, jak nam zarzucano. Bardzo lubimy wspólną pracę, podróże po Polsce. Oczywiście musimy opuścić na chwilę rodzinę i jechać, i pracować, a nie jest to ani łatwa, ani lekka praca, ale kochamy to, co robimy. Przy okazji jesteśmy razem, możemy się nawzajem sobą opiekować, pomagać sobie. Dosłownie. Na przykład czekam w kulisie, by podać Tamarze rękę, gdy schodzi ze sceny. Żeby wiedziała, gdzie ma iść, bo przecież jest ciemno. Po scenie płaczu czekam z chusteczkami do otarcia oczu.

– Jeździłeś nawet za nią na plan „Ojca Mateusza” do Sandomierza. Po co?

Bartek: Wtedy, kiedy miałem wolne, jeździłem. To było idealne rozwiązanie logistyczne. Ja prowadziłem samochód, Tamara w tym czasie odpoczywała. Mogła skupić się tylko na zdjęciach, a poza tym mieliśmy czas, żeby obgadać domowe sprawy.

– Poznaliście się na planie serialu „Halo Hans!”…

Tamara: Nie, poznaliśmy się w taksówce. Jechaliśmy na konferencję prasową związaną z serialem.
Bartek: Od razu złapaliśmy kontakt. Okazało się, że o różnych rzeczach myślimy tak samo. Akurat wtedy rozmawialiśmy o Telekamerach. Rozmawialiśmy o ludziach, sprawiedliwości nominacji i nagród.
Tamara: Na planie „Halo Hans!” byliśmy niemal non stop razem. Prawie każdą scenę graliśmy razem, a jak nie graliśmy, to stawaliśmy gdzieś z boku i rozmawialiśmy.

– To była miłość od pierwszego wejrzenia?

Tamara i Bartek (chórem): Nie!
Bartek: To uczucie dojrzewało. I to dość długo. Najpierw się zaprzyjaźniliśmy. Po pewnym etapie koniecznej inkubacji i dokonywaniu zmian w życiu zostaliśmy parą.

– I całe dotychczasowe życie postawiliście na głowie.

Bartek: I absolutnie tego nie żałujemy.
Tamara: To, że chcemy być razem, to była świadoma, dobrze przemyślana decyzja. To nie był kaprys…
Bartek: …ani chwilowe zauroczenie czy nawet zakochanie.
Tamara: Takie decyzje, że się od kogoś odchodzi, są bardzo trudne, szczególnie kiedy są dzieci. Każdy, kto się rozstawał, wie, że to nie jest takie proste, jak to się potem w gazetach przedstawia. Pisano przecież, że zostawiłam męża, bo chciałam sobie strzelić romansik. W naszym przypadku decyzja o rozstaniu z poprzednimi partnerami i zaczęciu wspólnego życia była bardzo dojrzała. Pewnie dlatego nadal jesteśmy razem.

– Pamiętasz ten moment, kiedy wiedziałeś już na sto procent, że chcesz być z Tamarą?

Bartek: Nie chciałbym o tym opowiadać, bo to są bardzo intymne sprawy. Takie, które trzeba zachować dla siebie. Ale tak, dokładnie pamiętam ten moment. W naszym środowisku łatwo jest epatować intymnością, a my tego nie chcemy.
Tamara: Nasze środowisko dzieli się na tych, którzy lubią epatować sobą i chcą, i lubią dzielić się z mediami każdym momentem swojego życia. My wolimy jednak oszczędniej.

– Jesteście za to przykładem na to, że miłość w show-biznesie jest możliwa.

Bartek: Dlaczego miałaby nie być?
Tamara: Dużo jest fajnych związków. O nich jest ciszej, bo szczęśliwa miłość tak dobrze się nie sprzedaje. Ludzie sobie żyją spokojnie, bez skandali, to co o nich pisać? Że się kochają? Boże, jakie to nudne (śmiech). Lepiej namącić, napisać, że się kłócą i są nie do zniesienia.
Bartek: Takich par jest więcej. Są Kasia i Cezary Żakowie. Uwielbiam patrzeć na nich, kiedy są razem. Gramy razem w „Ranczu”. Są ze sobą bardzo związani i doskonale się rozumieją. Są też Radek Pazura i Dorota Chotecka. I Perchuciowie, Marcin i Aneta. Będę walczył o to, żeby uświadomić ludziom, że to, że ktoś uprawia taki dziwny zawód, jakim jest aktorstwo, nie oznacza, że sam jest dziwny. I zbudowanie rodziny, i trwanie w niej jest możliwe. Mam za sobą rozstanie, bo jestem zwykłym człowiekiem, który czasem się myli. Żaków, Pazurów, Perchuciów cenię za to, jakimi są aktorami, ale przede wszystkim za to, jakimi są ludźmi.

Rozmawiała: Katarzyna Zwolińska

Reklama

Cały wywiad przeczytasz w nowej "Vivie!". W sprzedaży od 14 sierpnia.

Reklama
Reklama
Reklama