Valérie Trierweiler odpłaciła Hollande’owi pięknym za nadobne. Pani „rottweiler”, jak niegdyś nazywała ją prasa, ugryzła tego, którego chroniła przez wiele lat. I to mocno. Hollande w sumie powinien wiedzieć, że wiąże się z… dziennikarką. Publiczne pranie brudów czy wyznania zranionej kobiety? „Dziękuję za ten moment”, książka autorstwa byłej pierwszej damy Francji, budzi kontrowersje. Dwustutysięczny nakład został sprzedany w ciągu czterech dni. To sukces wydawniczy na miarę „Harry’ego Pottera”. Francuscy księgarze są zachwyceni. Prezydent Francji – nie. Wspomnienia jego byłej partnerki są przysłowiowym „gwoździem do trumny” dla jego politycznej kariery – pisze z Paryża Magdalena Banach.

Reklama

O książce "Dziękuję za ten moment"

Stare francuskie przysłowie głosi, że „zemsta to danie, które spożywa się na zimno”. Valérie Trierweiler udowodniła, że nie straciło na aktualności. W czwartek, 4 września 2014 roku, do francuskich księgarni trafiła książka jej autorstwa, „Merci pour ce moment” („Dziękuje za ten moment”). Była pierwsza dama Francji opisuje w niej swój dziewięcioletni związek z prezydentem François Hollande’em, 20 miesięcy spędzonych u jego boku w Pałacu Elizejskim, aż po kulisy ich rozstania w styczniu 2014 roku. Książka obfituje w intymne szczegóły, zdradza sekrety alkowy prezydenta, maluje jego niepochlebny wizerunek. Trierweiler opisuje Hollande’a jako człowieka obłudnego, bezdusznego, gardzącego biednymi i niepotrafiącego podjąć żadnej decyzji. Niektóre z przedstawionych sytuacji z życia prywatnego pary wzbudzają w czytelniku nawet niesmak.

Valérie Trierweiler od chwili ukazania się swoich wspomnień nie udzieliła ani jednego wywiadu, nie skomentowała ani jednym słowem burzy medialnej, którą rozpętała. Ale, jako doświadczona dziennikarka, zabezpieczyła się przed atakami. Na obwolucie książki napisała „Wszystko, co piszę, jest prawdą. W Pałacu Elizejskim czułam się czasami jak na reportażu. I zbyt ucierpiałam z powodu kłamstwa, abym dziś mogła kłamać”. To tłumaczenie nie przekonuje wszystkich. Psychiatra, doktor Diane Dingli, twierdzi, że książka napisana została przez „emocjonalną ekshibicjonistkę” i jest odzwierciedleniem ducha epoki, w której nie istnieje tabu.

Francuska prasa, pisząc o „żałosnym spektaklu” i „osobistej zemście”, jest bardziej ostra. Według dziennika „Le Parisien” była pierwsza dama nie tylko przedstawia „upokarzający portret Hollande’a”, ale też „poniża funkcję prezydenta”. Zdaniem lewicowego „Libération”, „ta książka to tanie romansidło”, a redaktor naczelna „Point de Vue”, Adélaide de Clermont-Tonnerre, w swoim edytorialu pyta: „Jak to możliwe, żeby dziennikarka polityczna (…) była tak zaślepiona niechęcią, że stać ją na rozebranie prezydenta i pozostawienie go na oczach całej Francji ze spodniami spuszczonymi do kostek”.

To władza zabiła tę miłość

Co zatem jest w książce? Co prowokuje tak krytyczne komentarze mediów i opinii publicznej? Valérie rozpoczyna od końca, to znaczy od feralnego popołudnia w czwartek 9 stycznia 2014 roku, kiedy dowiedziała się, że Hollande ma romans z aktorką Julie Gayet. Jej reakcja jest zaskakująca. Żadnych łez i awantur, jedno pytanie: „A więc to prawda?”. Potem będzie rozmowa z prezydentem, który przyzna się do zdrady, i najgorsza wiadomość – następnego dnia o wszystkim dowie się Francja. Setki tysięcy egzemplarzy tygodnika „Closer”, który na tytułowej stronie zamieści zdjęcia prezydenta, na motorze zmierzającego do kochanki, właśnie trafiają do kiosków.

Zobacz także

W piątek, 10 stycznia, prasa, radio, a nawet telewizja powtarzają bez przerwy, że prezydent ma kochankę! Dla Valérie to za wiele. „Nie mogę tego słuchać, nie wytrzymuję nerwowo”, pisze. „Biegnę do łazienki, biorę opakowanie proszków nasennych (…) François jest tuż za mną, próbuje wyrwać mi z rąk tabletki, które rozsypują się po podłodze. Udaje mi się zebrać kilka, połykam je. Chcę zasnąć, nie chcę przeżywać kolejnych godzin”.

Ciąg dalszy znają wszyscy: szpital, załamanie nerwowe i największe upokorzenie, na które naraził ją mężczyzna, dla którego dziewięć lat wcześniej zostawiła męża i trzech synów, i który na początku „prosił mnie, żebym go kochała, jak jeszcze nikogo nie kochałam”. O decyzji o rozstaniu Valérie dowie się nie od François, ale z depeszy AFP, w której „prezydent informuje, że zakończył związek z Valérie Trierweiler”. Ale gdy Trierweiler opuszcza Pałac Elizejski, dostaje od Hollande’a SMS-a: „Wybacz mi, bo nadal Cię kocham”. Zraniona i ośmieszona nie odpowiada, ale im bardziej ona milczy, tym bardziej on staje się napastliwy. Valérie dostaje od prezydenta po kilkadziesiąt SMS-ów dziennie. Ostatni w sierpniu. Prośby o spotkanie, zaproszenia na kolacje, wyznania miłosne… Valérie nie odpowiada. „W jaki sposób władza mogła zabić tę miłość?”, zastanawia się.

Ja wam pokażę!

Decyzję o napisaniu „Merci pour ce moment” podsuwają Valérie francuscy wydawcy, którzy, jak twierdzi sama zainteresowana, od lutego 2014 roku proponują jej, aby opisała swoją historię. Jest to zastanawiające, bo chociaż Francja jest krajem liberalnym, w którym bogate życie uczuciowe i erotyczne prezydentów nie szokuje nikogo, to jednak oficjalnie mówi się o tym dopiero, kiedy prezydent skończy sprawować urząd. Trudno więc uwierzyć, że jakikolwiek francuski wydawca zdecydowałby się na wydanie książki o prezydenckich wyskokach. Może poza jednym.

Laurent Beccaria, założyciel i dyrektor domu wydawniczego Les Arenes, cieszy się opinią ambitnego człowieka, który nie uznaje kompromisów. I to z nim właśnie Valérie Trierweiler nawiązała współpracę. Umowa, która ich wiąże, jest niezobowiązująca i pozwala jej w każdej chwili wycofać się z projektu. A jak sama przyznaje, przez dwa pierwsze miesiące stale się waha. Ostateczną decyzję podejmuje 6 maja 2014 roku, kiedy usłyszy wypowiedź prezydenta zaproszonego do studia BFMTV z okazji drugiej rocznicy swojej kadencji. „Nigdy nie szedłem na łatwiznę. Nigdy nie byłem grubiański, nie zachowałem się niewłaściwie”.

Valérie jest zbulwersowana. „Te słowa, które nie wyrażają odrobiny skruchy, ranią mnie po raz wtóry”, napisze w swojej książce. „W tym dniu stracił mnie definitywnie”. Kiedy zniknęły ostatnie wątpliwości, Valérie jest gotowa rozpocząć pracę nad książką. Zamyka się w mieszkaniu przy ulicy Cauchy w 15. dzielnicy Paryża, tym samym, które kiedyś dzieliła z François, i pisze. Dzień i noc. „Pisanie utrzymywało mnie przy życiu”, wyznaje w książce. „Miesiącami, dzień i noc, grzebałam w kufrach wspomnień”. Napisze 320 stron. „Na początku istniał miedzy nami rodzaj pola
elektromagnetycznego. Wzajemne przyciąganie było nieuniknione. Pierwszy pocałunek, pierwsze miesiące wspólnego życia, beztroskie lata 2007–2010. To, co wówczas przeżyliśmy, jest niezapomniane. Tygodniami mogliśmy być tylko we dwoje i nigdy się nie nudziliśmy
”.

W tym okresie jedynym problemem jest dla niej Ségolene Royal, poprzednia partnerka Hollande’a, matka jego czwórki dzieci, polityk z tego samego ugrupowania. Valérie nie ukrywa, że była o nią patologicznie zazdrosna. „Widok tych dwoje na politycznej scenie, stojących obok siebie, ręka w rękę, był dla mnie fizycznie nie do zniesienia”, wyznaje. Ale zaraz się usprawiedliwia: „Zawsze byłam zazdrosna o mężczyznę, którego kochałam”. W tej części książki, opisującej lata pozornie niczym niezmąconego szczęścia, są jednak fragmenty drastyczne, jak ten, w którym Trierweiler powraca szczegółowo do agonii matki Hollande’a. Nie waha się także powiedzieć, że odmówiła, kiedy zaproponował jej, aby mieli razem dziecko. Mówi wszystko i o wszystkich. Nie oszczędza nikogo, nawet siebie.

Już nie jest tym samym mężczyzną

Ale najgorsze dopiero przed nią. 6 maja 2012 roku François Hollande zostaje prezydentem Francji. Komentarz Valérie? „On, który tak mnie pragnął, tak długo na mnie czekał, został prezydentem. I nie jest już tym samym mężczyzną, którego pokochałam, nie może nim być”. Od tego momentu kochankowie zaczynają się oddalać. Valérie odczuwa to już w toku kampanii wyborczej, kiedy jeden z doradców Hollande’a, Stéphane Le Foll, powiedział jej: „Jeśli chcesz spędzić wieczór z François, musisz to ustalić ze mną”. Teraz jest gorzej.

Półtora roku u boku Hollande’a w Pałacu Elizejskim to czas upokorzeń i moralnych tortur. Przedstawione przez Trierweiler sytuacje z życia prywatnego pary prezydenckiej opisują Hollande’a jako człowieka bezdusznego. „Jego milczenie, złośliwe uwagi pod moim adresem sprawiały, że traciłam wiarę w siebie”, wyznaje. Szczególnie okrutnie brzmi jedna opisana przez Trierweiler sytuacja, przypisująca prezydentowi socjaliście określenie mianem „bezzębnych” najuboższej części społeczeństwa. Okazało się, że człowiek sympatyczny, bliski ludziom i wrażliwy na ich potrzeby, na jakiego kreował się Hollande w trakcie kampanii, jest w rzeczywistości hipokrytą o cynicznym poczuciu humoru.

Reklama

Więcej w najnowszym magazynie Viva! 20/2014

Reklama
Reklama
Reklama