Szymon Majewski: Ale powiedz mi najpierw...
– Stop! Ja pytam.
Szymon Majewski:
Rozumiem, ty pytasz.

Reklama

– Szymonie Majewski! Jak bardzo się sobie podobasz?
Szymon Majewski: Trochę na pewno, nawet się czasami sobie podobam w swojej skromności. Może nawet trochę kocham to, że jestem taki fajny i skromny...

– Fizycznie!?
Szymon Majewski:
Cierpiałem kiedyś na tak zwaną chorobę lustra, czyli przechodząc obok, musiałem na nie zerknąć, chodziłem do lustra może częściej niż inni domownicy. Kiedy miałem naście lat, odnajdywałem w sobie podobieństwo do bohaterów westernów, hollywoodzkich gwiazd, Gregory’ego Pecka, Johna Travolty...

– Travolty!?
Szymon Majewski:
A tak, znajdowałem u siebie szczegóły jego anatomii. Ale już mi to przeszło. Miałem też okres samobiczowania się, na przykład katowałem się myślą, że mam za krótkie nogi, a za długi tułów, za duży nos i oczy cocker spaniela...

– Żona w chwilach uniesienia mówi Ci: „jesteś piękny”?
Szymon Majewski:
Nie. Po 17 latach wiem tylko, kiedy mnie lubi, bo właśnie mi powiedziała, że lubi, jak się golę.

Zobacz także

– Żyjemy w świecie zdominowanym przez kult piękna, przeniknął nawet do Twojego programu pod postacią „Vivat Nie Najpiękniejsi!”...
Szymon Majewski:
I to się będzie pogłębiało! Przecież my, jako mężczyźni, jeszcze 20 lat temu nie wiedzieliśmy, że kobiety mają cellulit, rozstępy...

– Niepotrzebne owłosienie...
Szymon Majewski:
A teraz ta wiedza nas bombarduje! I teraz ja na plaży, widząc piękną dziewczynę, błądzę wzrokiem w poszukiwaniu rozstępów! Spadamy w przepaść piękna...

– To nie jedyna przepaść. Czujesz się niewolnikiem swojego sukcesu?
Szymon Majewski:
Trochę. Choć jeszcze nie budzę się zlany potem i z przerażeniem nie krzyczę: „O rany! Będę musiał być od szóstej rano Szymonem Majewskim!”. Ale wiem, że im dłużej masz sukces, tym niecierpliwsze staje się oczekiwanie niektórych na twoją klęskę. Więc zaczynasz wzmagać działalność, zaczarowywać sytuację! Ostatnio spytała mnie dziennikarka: „Wiele osób mówi, że pan się wypalił...”. I co odpowiedzieć?! Jak mówisz: „Nie wypaliłem się, mam dużo pomysłów”, to brzmi to jak „na ratunek!”...

– Że knot jeszcze jest, a parafiny już nie staje?
Szymon Majewski:
Coś takiego. Wiem już jednak na pewno, że nie jestem w stanie zrobić nic, co byłoby oderwane od takiego Szymona Majewskiego, jakiego wszyscy znają.

– Więc w tym sensie jesteś skończony.
Szymon Majewski:
Trochę tak. A że miłość do telewizji, do mediów bywa miłością nieszczęśliwą...

– I jednostronną od pewnego momentu.
Szymon Majewski:
Właśnie. I to jest najboleśniejsze. I może przyjść czas, że Szymon Majewski chce być w poniedziałek o 21.30 w telewizji, a jego już tam nie ma i on siedzi w domu i nie wie, co ma ze sobą zrobić, szuka siebie w telewizorze i widzi tam młodszych albo lepiej wyglądających, bądź śmieszniejszych, albo bardziej zdeterminowanych...

– A najgorzej, jak głupszych...
Szymon Majewski:
Pewnie na starość zacznę częściej „zauważać” głupszych ode mnie i powoli będę się stawał „nestorem”, a potem już przejdę w fazę cienia, czyli oceniania, kontestowania, niezgadzania się, wpadania do sklepu i robienia awantur, rozpychania się w autobusie czy pokazywania „fucków” młodym prowadzącym... Ale ciągle pilnuję, żeby takim się nie stać.

– Może już jesteś klasykiem?
Szymon Majewski:
Wiesz, co przytrafiło mi się ostatnio w „Dzień Dobry TVN”? Poza kamerami. Wszedł do studia Jan Nowicki i pocałował mnie w rękę.

– Odwzajemniłeś?
Szymon Majewski:
Chciałem, ale jakoś tak usiadł... „Ale dlaczego?”, pytam. A on mi: „Mój drogi mistrzu, bo ty na to zasługujesz”. Wzruszyłem się, nie wiedziałem, co mam zrobić, tak mnie zaskoczył, że nagle zacząłem mówić, ni z tego, ni z owego: „A czy podoba się panu mój kożuch, ten, który mam na sobie?”. Zachowałem się jak prawdziwa kobieta... Bo mnie jeszcze nikt w rękę nie pocałował. Proszę żonę, żeby mnie pocałowała w rękę, a ona nie chce tego zrobić, nawet kiedy jesteśmy we dwoje. Mówię: „Całujesz mnie w różne inne miejsca, dlaczego nie chcesz mnie w rękę pocałować?”. Nie chce dlatego, że będzie to dla niej pocałunek poddańczy. A mi się podoba ten zwyczaj. W filmie Kutza „Sól ziemi czarnej” podoba mi się scena, jak mąż przychodzi po pracy do domu i żona myje mu nogi, marzę o czymś takim. I może właśnie dlatego ten pocałunek Jana Nowickiego był dla mnie taki niesamowity. Spodziewałem się po starszych mistrzach raczej dezaprobaty, więc aż się spociłem...

– Bo może w stabloidyzowanym świecie jesteś bojownikiem politycznym, obyczajowym, czasami filozoficznym, niestety?
Szymon Majewski:
Boję się tego i wolę o tym nie myśleć. A jak ty mi teraz to mówisz, to już nie mam ochoty uciec „na miasto”, bo to mnie przeraża. Buduję sobie swój obraz jako niepoważnego przedszkolaka, za którym mogę się schronić, że to, co robię, nie ma poważniejszego kontekstu.

– Bez urazy, ale może świat na tyle sparszywiał, że Ty, błazen, stajesz się heroldem? I któregoś dnia, opowiadając swoje śmieszne farmazony, odwrócisz się, a za plecami będziesz miał armię, która zakrzyknie: „Prowadź, wodzu!”.
Szymon Majewski:
Że dostałbym nagrodę NIKE i nazwano by mnie drugim Gombrowiczem...

– Musiałbyś coś najpierw skrobnąć, ale wtedy...
Szymon Majewski:
...Ostatnio byłem w sądzie...

– W jakiej roli?
Szymon Majewski:
Świadka, w sprawie, która się – mam nadzieję – skończy zgodą, TVP kontra TVN w związku z użyciem w moim programie fragmentu programu pana Tomasza Lisa. I sędzia mnie spytała: „Jakby pan mógł pokrótce określić swoją działalność?”. Odpowiedziałem, że to jest „przyprawianie gęby”. Pani sędzia powiedziała: „Takie gombrowiczowskie?”, ja powiedziałem: „Tak, gombrowiczowskie”. Na koniec rozprawy sędzia mówi: „Proszę zobaczyć, czy wszystko jest w protokole”. Zobaczyłem to „dorabianie gęby” i poprosiłem, żeby dopisać: „jak by powiedział Gombrowicz” i pan napisał w nawiasie: „jak powiedział Gombrowicz”. Byłem dumny i powiedziałem pani sędzi, że mój polonista profesor Gugulski byłby zachwycony, że chociaż tyle zapamiętałem. Ale nawet pani sędzia powiedziała: „Ale, panie Szymonie, sam musi pan przyznać, że ostro pan jedzie”. Odpowiedziałem: „Aczkolwiek, pani sędzio, trzeba przyznać, że jest to równie śmieszne”. Odparła, że niewątpliwie.

– Żyjesz z tygodnia na tydzień, od programu do programu?
Szymon Majewski:
Tak, robimy dwie serie czteromiesięczne 16 odcinków bądź 15 przez cztery miesiące, a potem mam dwumiesięczną przerwę, jak nauczyciel.

– To chyba w przerwie wariujesz?
Szymon Majewski:
Wariuję. Najpierw są dwa tygodnie „wyhamowania”, wtedy cierpi moja rodzina, żona mnie wysyła na psychoterapię...

– I chodzisz?
Szymon Majewski:
Nie, ale byłem wtedy, kiedy sam siebie wysłałem.

– Po co?
Szymon Majewski:
Żeby dać sobie z sobą radę. Fajnie kiedyś powiedział Piotrek Milewski, że „jaja” są lustrem łez. Tak jest w moim przypadku. Bawię się i to mi sprawia radość, również to, że ludzie się z tego śmieją! Natomiast w głębi duszy to mam raczej czarne scenariusze. Może dla równowagi, żeby nie oszaleć, bywam regularnie smutny.

– Co to są „straszne scenariusze”? Wyobrażasz sobie jakieś katastrofy?
Szymon Majewski:
Tak.

– Z czym związane?
Szymon Majewski:
Z wojną, z konfliktami, z rzeziami... Zawsze moim przeciwnikiem i równocześnie sprzymierzeńcem była wyobraźnia, żyłem nią. Szedłem na film „O dwóch takich, co ukradli Księżyc” i tam było mówiące drzewo. Przychodziłem do domu, widziałem to drzewo, potem mi się ono śniło, dostawałem wysokiej gorączki, a mama się zastanawiała, czy zawieźć mnie do szpitala. Miałem i mam wysoki stopień przeżywania. Za każdym razem, jak się coś złego dzieje na świecie... Na przykład kiedy Amerykanie zaczęli bombardować Belgrad i nagle się dowiedziałem, że Rosjanie wysyłają flotę na Morze Czarne, a ona zaczyna płynąć w tamtym kierunku, to już miałem gotowy czarny scenariusz. Akurat byłem wtedy w górach, na Kalatówkach, i myślałem – na serio – że lepiej byłoby tam zostać, że to dobre miejsce na przeczekanie wojny, jesteśmy otoczeni przez góry, świat o nas zapomni, śnieg zasypie, będziemy prowadzili zwykłe życie, polowali na niedźwiedzie i przeżyjemy. A za siedem lat wyjdziemy, świat będzie pustynią, my się rozmnożymy i będziemy takimi Adamem i Ewą, cywilizacja od początku. Potrafię wkręcić się w takie stany, że budzę się o trzeciej nad ranem i – z tego powodu ciężko mają moi szefowie w TVN – potrafię zadzwonić do nich i powiedzieć, że absolutnie wiem, jak całą firmę ochronić przed światowym kryzysem! To się dzieje w nocy, czasami bywa, że rano mi to mija, ale jeżeli jeszcze przedtem zdążę wykonać telefon, to oni mnie przyjmą, wysłuchają, powiedzą: „Dobra, spotkajmy się za tydzień” i najczęściej się już nie spotykamy, bo mi to już mija.

– Czyli fantazjujesz...
Szymon Majewski:
Tak, dlatego byłem w dzieciństwie przez wujka psychiatrę posądzany o lekką mitomanię, bo snułem fantazje, byłem bohaterem swoich własnych komiksów.

– I wyciągałeś świat z kłopotów?
Szymon Majewski:
Tak, byłem jakby dwa kroki dalej w angażowaniu się w zabawę w wojnę niż moi koledzy.

– W tych swoich fantazjach dajesz sobie radę, bo masz większy mózg czy nadprzyrodzone moce?
Szymon Majewski:
Czasami mam wrażenie, że mam nadprzyrodzone moce. Nie czuję na przykład, że mogę ręką zatrzymać tramwaj, ale wydaje mi się, że mam jakiś szósty zmysł, który pozwala mi przewidzieć bliską przyszłość, nagle łapię takie dni, że jestem w stanie przeanalizować ruchy na rynku wielkich firm albo jakie będą tendencje w mediach za 5, 10 lat. Wielokrotnie byłem przekonany, że wymyśliłem jakąś rewolucyjną rzecz, jakiś samograj, jakieś wahadło, taką rzecz, która zbawi ludzkość, że wpadam nagle na pomysł, jak turbinka Kowalskiego, czyli turbinka Majewskiego, i nagle się okazuje, że ludzkość ma energię za darmo... Kiedyś dowiedziałem się, że w zatoce koło USA rozlała się plama ropy i nie mogli sobie z tym kompletnie poradzić. I zrobili burzę mózgów, na którą zaprosili ludzi kreatywnych z różnych branż, od tych na co dzień zajmujących się techniką, poprzez reżysera reklamówek, kompozytora, ludzi z pomysłami. I któryś z nich, nie specjalista od ropy czy oceanu, opowiedział, jak to na rzece widział płynącego bobra, który płynąc, zbierał bezwiednie futrem rzęsę wodną. I wypuszczono na zatokę barki obwieszone czymś podobnym do futra i zebrali tę ropę. Tam takie narady są normą! Byłoby genialnie, gdyby na przykład ś.p. Lech Kaczyński, w czasie sytuacji kryzysowej na przykład z Rosją, zgłosił się, oprócz wojskowych i dyplomatów, do mnie, do Pendereckiego, Jana Nowickiego, Piotra Najsztuba, profesora Wolszczana i wszyscy byśmy się spotykali i radzili, co zrobić.

– Taki kreatywny Hogwart.
Szymon Majewski:
Że co, że na miotłach przylecą? Ty od razu się śmiejesz....

– Ale ja się śmieję z życzliwością. I nadzieją. Sam mam często takie fantazje... Jak czytam kolejny artykuł o naszym energetycznym uzależnieniu od Rosji, to wieczorami, pijąc wino, wydaje mi się, że za chwilę wymyślę taką kostkę, w której będę potrafił zgromadzić energię dla całego kraju na rok, zaniosę ją premierowi, powiem: „To jest pierwsza kostka...”.
Szymon Majewski:
Myślisz o tym?

– Tak, za rok przyniosę następną, uspokójcie się, odetnijcie się od tych Rosjan. A za pięć lat, jak odrobimy dystans do świata, będę dawał większą ONZ-owi. I niech ich pan o tym zawiadomi, panie premierze...
Szymon Majewski:
Nad tą energią z Rosji też się zastanawiam, co możemy z tym zrobić... Moglibyśmy być w tej samej grupie, no, wyobrażasz sobie, dzwoni Kancelaria Prezydenta, jedziemy do Lecha lub do premiera, siedzimy z nimi i wymyślamy. Bo mam wrażenie, że problem polityków polega na tym, że oni nie mają fantazji, tylko wiedzę. A tacy jak my, trochę wariaci, nie zastanawiają się nad...

– Nie boją się posądzenia o śmieszność.
Szymon Majewski:
A oni głównie obawy, że napiszą: „X jest gamoniem”. Ja mogę powiedzieć: „Słuchajcie, widziałem bobra, płynął i ściągał rzęsę wodną, więc może zróbcie takie statki”. A jakby to powiedział minister transportu, toby powiedzieli, że jest chory.

– Ędward Ącki będzie ewoluował, czy go uśmiercisz?
Szymon Majewski:
Nie. Ącki miał dobry okres ostatnio, zaangażował się w działalność muzyczną, był hiphopowcem, zaśpiewał i wytoczył wojnę „P”!

– „P”?
Szymon Majewski:
„P” i reszcie hiphopowców. Ącki uwiarygodnił się w oczach młodych, a zbliża się kampania prezydencka i mam wrażenie, że Ącki wystartuje. Myśleliśmy dosyć poważnie, jak Ąckiego zarejestrować, ale na razie ma problem formalny....

– On?
Szymon Majewski:
Właśnie Wysoki Sąd, o którym ci mówiłem, zauważył, że ja o Ąckim mówię „on” i że zeznałem: „Ącki poszedł pod gmach TVP”. Widziałem w oczach Wysokiego Sądu jakiś niepokój.

– Znane jest Twoje rozdwojenie jaźni.
Szymon Majewski:
Ącki musi żyć, możemy mu umyć włosy, inaczej ubrać, ale powinien być taki, jaki jest, bo on jest kochany, bardziej lubiany, bo jest głupszy od wszystkich.

– A dlaczego Ąckiego nie było na uroczystościach w Auschwitz?
Szymon Majewski:
Nie, Ącki nie spotkał się nawet z Lechem Wałęsą, dlatego że Majewskiemu było wstyd. Był taki pomysł, kiedy Lech Wałęsa podpisywał książkę w Złotych Tarasach, żeby Ącki tam spotkał się z Lechem Wałęsą jako wielki polityk z wielkim politykiem... A ja po prostu przez szacunek dla Wałęsy powiedziałem, że tego nie zrobię.

– Ale jeżeli ta postać ma odegrać swoją rolę, to musi wchodzić coraz głębiej, przekraczać bariery.
Szymon Majewski:
Wiem, ale nie mogę. Prawdopodobnie zbliżam się do granicy, której nie przekroczę, bo będę czuł wstyd. Nie spotkam się z Lechem Wałęsą, nie pójdę jako Ącki na rocznicę powstania, bo mój dziadek walczył w powstaniu i spotykam jego żołnierzy. Byłem u nich ostatnio na opłatku, poprosili mnie, żebym przeczytał wiersz Wiktorczyka o powstaniu. Czytałem i siostra Zenona Wiktorczyka podeszła do mnie i powiedziała: „Panie Szymonie, w sumie jest pan sympatyczny”, ja: „No to dziękuję”, a ona mówi: „Ale czy nie mógłby się zajmować pan czymś poważnym, ja bym bardzo prosiła”. Osiemdziesięcioletnia pani mi to mówi, a ja na to: „Nie wiem, jak to pani powiedzieć... mimo że mój dziadek walczył z pani bratem w jednym oddziale, to ja, no, ja lubię się wydurniać”. A ona patrzyła na mnie przez takie piękne okulary, pięknie odziana przedwojenna dama, i nie mogła zrozumieć, jak elegancki mężczyzna lata ze złotymi zębami i tarza się w śniegu. Ale po przeczytaniu wiersza dostałem oklaski od oddziału. Byłem wzruszony. Tego nie przeskoczę. Nawet jeżeli będę miał jeszcze młodszy zespół, a mam już młody, oni mnie inspirują i dają mi kopa, mówią: „Stary, jutro przyjeżdża Tusk, spotyka się z Berlusconim, idziesz jako Ącki”! Ja mówię: „Nie, to obciach, rozwalimy to spotkanie!”. Czuję, że to fajny pomysł i idę, ale sam już bym się nie zebrał.

– Jesteś zwariowanym normalsem?
Szymon Majewski:
Totalnym i wielu by się zdziwiło, jaki ja potrafię być strasznie mieszczański obok swojego szaleństwa. Moja żona mówi: „O Jezu, jakim ty jesteś moherem!”. Twierdzi, że jestem coraz bardziej konserwatywny, że nie mam luzu, na przykład w kwestii wychowania dzieci, że się wraca o 10.00, że powinien być kontakt, że dzieci nie powinny spać poza domem itd., itp.

– Czyli jesteś taki gwiazdopryk...
Szymon Majewski:
Tak, jestem totalnym gwiazdoprykiem, że należy zaparkować tam gdzie można, że się powinno nosić czapkę, kalesony...

– Będziesz godnym, wściekłym staruszkiem.
Szymon Majewski:
Złapią mnie jako oszalałego 80-latka w krzakach, kiedy będę punkowi zakładał kalesony! Pewnie sfiksuję na starość, skrajna mieszczańskość wymiesza się z oszalałą wyobraźnią i nagle pęknie jakaś żyłka i spuszczę się ze smyczy. I będę po prostu latał!

Reklama

Rozmawiał Piotr Najsztub
Zdjęcia Robert Wolański
Asystent fotografa Jacek Piątek
Stylizacja Jolanta Czaja
Asystent stylisty Agnieszka Dębska
Makijaż Beata Milczarek/METALUNA
Fryzury Sylwia Kiliś/ METALUNA
Produkcja Szymon Machnikowski

Reklama
Reklama
Reklama