Sara Mannei stała się nieoczekiwanie jedną z głośniejszych postaci show-biznesu ostatnich tygodni. Najpierw rozgłos zapewnił jej bajkowy ślub, a teraz media poświęcają jej mnóstwo uwagi przy okazji promocji programu "Shopping Queen". Mannei śmiało wypowiada się na tematy związane z modą i nie szczędzi ostrych słów pod adresem nowych koleżanek z branży. Przypomnijmy: Mannei masakruje ikony stylu. Pochwaliła tylko jedną fashionistkę

Reklama

Najwięcej mówi się o przepychu i luksusach, które wręcz biją z jej stylizacji i zdjęć publikowanych na Instagramie. W naszym kraju kobieta związana z bogatym mężczyzną to wciąż temat wzbudzający kontrowersje. Sara wyznaje w rozmowie z "Fleszem", że nie chwali się bogactwem i nie chce sprawiać przykrości ludziom, którzy nie dysponują podobnymi pieniędzmi. Twierdzi też, że stać ją na drogie rzeczy i dlatego może pokazywać na blogu to, co jej się podoba i nie musi polegać na prezentach.

Kiedy wkładam ciuchy drogich marek, to piszą, że chwalę się bogactwem. Ale gdybym nosiła rzeczy z lumpeksu, to napisaliby, że jestem skąpa. Nie interesuje mnie, co ludzie o mnie powiedzą czy pomyślą. Mamy pieniądze i nie będę za to przepraszać. Nie chcę się przechwalać bogactwem czy sprawiać przykrości tym, których nie stać na to, co mnie. Ale jest coraz więcej kobiet, które wolą odmówić sobie pięciu torebek z Zary, żeby kupić jedną Chanel. I mają z tego wielką przyjemność. Widzę, ile pytań o drogie rzeczy dostajemy na naszego bloga. Stać nas na to, żeby pokazywać tam to, co chcemy, a nie to, co musimy, bo dostałyśmy w prezencie - tłumaczy.

Mannei wraca też pamięcią do pierwszego spotkania z Borucem. Okazuje się, że nie miała wówczas pojęcia, kim jest piłkarz. Mocno ją jednak zaintrygował.

Artur mógł oberwać, więc było mało romantycznie. Kilka lat temu, gdy studiowałam w Warszawie, przyjechała do mnie siostra Nadia. Miałam wtedy urodziny, więc wyciągnęła mnie do klubu. Właśnie się rozstałam z partnerem, Nadia też miała alergię na mężczyzn, dlatego wystrzegałyśmy się męskiego towarzystwa. Ale kiedy już wychodziłyśmy, wpadł na mnie jakiś facet. Mocno mnie popchnął. Byłam wściekła, że nie przeprosił, bo prawie wybił mi bark. Zwyzywałam go. To właśnie był Artur. Od słowa do słowa jakoś mnie spacyfikował. Staliśmy tak na schodach i gadaliśmy ze dwie godziny. Poprosił o numer telefonu. Powiedziałam, że jeśli rano będę go jeszcze pamiętać, to sama zadzwonię. Parę dni później napisałam mu smsa. Nie miałam pojęcia kim jest. Nie znałam się na piłce. Powiedział mi, że pracuje w Irlandii, że myje okna w wieżowcach. Nie wiem, czemu to wymyślił - wspomina.

Boruc związał się z Mannei jeszcze w czasie trwania związku z poprzednią partnerką. Sara twierdzi jednak, że historia przedstawiana w tabloidach mijała się z prawdą.

Mam zasadę, że niczego nie żałuję. Pisano, że rozbiłam Arturowi rodzinę, że zostawił dla mnie żonę z noworodkiem. Nikt nie chciał słuchać, jak było naprawdę. Kiedy zaczynaliśmy się spotykać, Artur już był w separacji. Jego żona nie była wtedy w ciąży i wiedziała o nas. Umówiliśmy się, że ujawnię się dopiero po rozwodzie. Ale sprawy potoczyły się inaczej. Kiedy tuż po narodzinach syna Artur oświadczył, że nie będzie z matką swojego dziecka, wybuchła afera - wyjaśnia we "Fleszu".

Myślicie, że zagości w polskim show-biznesie na dłużej? Nie da się ukryć, że ma naprawdę ogromny potencjał medialny.

Zobacz także

Zobacz: Siostra Mannei pokazała zdjęcie rodziców. Sara to wykapana mama

Reklama

Sara Mannei na planie "Shopping Queen":

Reklama
Reklama
Reklama