Od kilku tygodni świat mediów żyje aferą Wprost z Kamilem Durczokiem w roli głównej. Redaktor Faktów w końcu wydał ostre oświadczenie, w którym informuje, że pozwie tygodnik za wszelkie pomówienia. Przypomnijmy: Durczok przerywa milczenie! Wprost opublikował jego meila do pracowników TVN: Oddaję się do dyspozycji Zarządu

Reklama

Aferą z Kamilem Durczokiem zajął się również Newsweek. W nowym wydaniu tygodnik znalazł się obszerny materiał z zeznaniami jego podwładnego, oczywiście anonimowymi, który opowiada o atmosferze pracy w redakcji Faktów. Nie była ona przyjemna:

"Fakty” to bardzo specyficzne miejsce. Panuje przekonanie, że to najlepszy serwis informacyjny w Polsce. Top, o jakim może marzyć każdy dziennikarz. Niebo na ziemi. A w niebie wiadomo – bóg jest tylko jeden. Żeby z nim porozmawiać, trzeba było najpierw pójść do zastępcy i spytać, czy można wejść, jaki ma humor. Potrafił wpaść w szał, jeśli dostał przed emisją długopis innego koloru, niż sobie życzył. Pycha posunięta do granic absurdu. Wszystko kręciło się wokół jego kaprysów i humorów. Czołgał ludzi, upokarzał. Czy molestował – nie wiem - opowiada pracownik

Jedną z ulubionych form dręczenia przez Durczoka był ponoć słynny... długopis:

Kamil ma taki nawyk, że zawsze przed programem musi mieć swój długopis. Wiadomo było, że trzeba mu go podać. Przynosiłam, a on demonstracyjnie się odwracał, ignorował mnie i głośno pytał: „Czy ktoś przyniesie mi długopis?”. Wszyscy się śmiali, uważali, że to doskonały dowcip - opowiada jedna w pracownic

Czy Kamil odpowie na te doniesienia?

Zobacz: Wprost nie odpuszcza tematu molestowania. Na okładce ofiary przemocy: Młynarska, Guzowska...

Zobacz także

Reklama

Kamil Durczok na salonach:

Reklama
Reklama
Reklama