Grzegorz Ciechowski zmarł przed świętami 22 grudnia 2001. Właśnie mija 14. rocznica jego śmierci.
O miłości, zdradzie i dojrzewaniu u boku artysty - rozmowa z Małgorzatą Potocką, wielka miłością Ciechowskiego.

Reklama

– Wierzysz w nieuchronność losu?

Kiedyś myślałam, że los można oszukać, odwrócić bieg wydarzeń. Ale to nieprawda. Za wszystko trzeba w życiu zapłacić. Za miłość, za zdradę, za szczęście.

– Zapłaciłaś. I Grzegorz też. Zdradziliście – on żonę, Ty męża. A potem Ty zostałaś zdradzona w sposób najbardziej banalny. Z nianią Waszego dziecka.

Zobacz także

Tak, mówię ci o tym w naszej książce. Nigdy nie można czuć się bezpiecznie, nawet bardzo komuś ufając.

– Dziwnie mi prowadzić z Tobą tę rozmowę, bo pracując nad książką, spędziłyśmy razem osiem miesięcy i wydawało mi się, że wiele o Tobie wiem. Ale to niemożliwe?

Niemożliwe jest opowiedzieć całe życie, a my skupiłyśmy się na jednej dekadzie, kiedy byłam z Grzegorzem. Kiedy przeglądam tę książkę, myślę, że powinno paść jeszcze dużo pytań.

– O co Cię nie zapytałam na przykład?

Nie wiem, może o to, co robiliśmy w Moskwie, Zurychu albo w Londynie. Jak wyglądało nasze życie codzienne, kiedy urodziła się Weronika.

– O życie codzienne pytałam Cię wielokrotnie i głównie zapamiętałam parówki, które Grzegorz gotował.

Zawsze się śmiał i powtarzał: „Umiem zrobić parówki i umiem zagotować wodę”. Przynosił mi te parówki rano do łóżka, bo śniadanie jedliśmy zwykle w sypialni. Gotował je też, kiedy leżałam w ciąży. Podpowiadałam, jak może to danie uatrakcyjnić. Dzisiaj nie jadam parówek, w ogóle staram się nie jeść mięsa.

– Byłabyś tą osobą, jaką jesteś, gdyby nie miłość do Grzegorza i czas z nim przeżyty?

Gdybym wybrała innego mężczyznę, pewnie moje życie potoczyłoby się inaczej, bo kiedy wiążesz się z kimś, to wybierasz jedną z wielu możliwych dróg. Osoby, z którymi jesteśmy, budują też nas i nasz świat.

– Jaki świat zbudował Ci Grzegorz?

Wszystkim, co robił, wyznaczał mi kontury świata, sprawiał, że rodziły się moje nowe fascynacje. Pomagałam mu przecież w wielu sprawach, zajmowałam się oprawą jego koncertów, pisałam scenariusze do teledysków. Weszłam w świat muzyki z mojego filmowego. I to było ekscytujące.

– A jednak powiedziałaś, że zrezygnowałaś z własnej kariery i to był błąd.

Po latach myślę, że zrezygnowałam z siebie i dla męża, i dla Grzegorza. Mój ojciec, scenograf, pomógł mi odkryć, że jestem aktorką, ale kiedy weszłam w dorosłe życie i wyszłam za Józka Robakowskiego, wykładowcę w łódzkiej szkole filmowej i wybitnego artystę, odeszłam od aktorstwa, realizując filmy dokumentalne, organizując wystawy plastyczne. Poszerzyłam więc swoje zainteresowania.

– Kiedy ukazała się książka o Grzegorzu, przypomniano „Wszystko na sprzedaż” Andrzeja Wajdy i Twoją rolę. Trzynastoletnia Małgosia. Byłaś wzruszająca i z wielkim talentem. Nie zapytałam Cię na przykład, jak to się stało, że zagrałaś u Wajdy.

Och, to była cudowna historia, mój tata przyjaźnił się z Beatą Tyszkiewicz. Pamiętam, że kiedy opuściłam klasztor sióstr Niepokalanek, gdzie kończyłam podstawówkę, pojechaliśmy do Warszawy. Tam spotkaliśmy się bodajże w restauracji hotelu Bristol z Beatą na obiedzie. Beata mnie wtedy zapytała: „Kim chcesz zostać?”. Pomyślałam sobie: Jak można mnie w ogóle o to pytać? Przecież to oczywiste. Byłam już po niewielkiej roli w „Awanturze o Basię”, gdzie zagrałam, mając sześć lat. Dla mnie jasne więc było, że chcę być aktorką. Spojrzałam na Beatę i mówię: „Przecież ja będę aktorką”. Powiedziałam to kategorycznym tonem. A po paru dniach otrzymałam propozycję udziału w zdjęciach próbnych do „Wszystko na sprzedaż”. Potem zaproponowano mi, żebym zagrała. W filmie dokumentalnym „Na planie” jest kluczowa scena – idziemy z Andrzejem Wajdą alejkami Wytwórni Filmów Dokumentalnych i on tłumaczy mi, co to znaczy być aktorem. Piękne symboliczne zdania, które przeszły do historii. Mistrz uczy uczennicę, czym jest ta droga pełna wyrzeczeń.

– Kiedy poznałaś Grzegorza w 1984 roku, on nie miał pojęcia, kim jesteś.

I nie od razu się zorientował, nie widział moich filmów, nie widział „Wszystko na sprzedaż”. Nie pomyślał: Oto jakaś pani aktorka, tylko: Stoi przede mną ciekawa kobieta, inna niż te, które znam. Nigdy o tym później nie rozmawialiśmy, ale myślę, że dostrzegł we mnie siłę, determinację i to go we mnie zafascynowało. I dlatego on, nieśmiały, jąkający się przy obcych, bojący się wręcz nowych znajomości, spędził ze mną cały wieczór, a potem zaczął poznawać mój świat i nadal chciał się ze mną spotykać. Jak wiesz, przyjeżdżał rozlatującym się małym fiatem przez rok do Łodzi, gdzie mieszkałam, mimo że wiedział, że jest mąż, że jest córka i że nie należę do tych dziewczyn, z którymi można pójść do dyskoteki i od razu jest jego. Miał dylemat, co z tym uczuciem zrobić. Myśmy przez rok nawet nie wspominali, że chcemy być ze sobą, chociaż to czuliśmy.

– Zakochałaś się w nim, bo on się w Tobie zakochał. Miłość rodzi miłość?

Myślę, że tak było. Rozkochał mnie swoją konsekwencją, wiedziałam, że poświęca dla mnie dotychczasowy świat, Toruń, małżeństwo, środowisko, w jakim żył, zasady rodzinne.

– Z pewnością naraził się rodzicom…

Kiedyś zapytałam: „Jak przyjmą to twoi rodzice?”. Odparł: „Oni zawsze akceptują moje wybory”. To było piękne, że nie okłamywał ich. Był prawym człowiekiem. Mnie też przyznał się, kiedy zapytałam go, czy jest z Anią i czy ona jest w ciąży. Kiedy usłyszałam to „tak”, świat wokół przestał istnieć. Uciekłam. Szukał mnie, przywiózł do domu.

– Kim stałaś się przy Grzegorzu?

Na pewno kimś innym, niż byłam, chociaż moi przyjaciele twierdzą, że jestem jedną z niewielu osób, które zawsze są sobą. Ale z Grzegorzem byłam kawał życia i wszystko, co się w nim teraz dzieje, w jakimś sensie się z nim wiąże. Nie tylko dlatego, że jest nasza córka Weronika, że jest jego muzyka, którą tworzył przy mnie, filmy, zdjęcia, pamiątki. Te ileś lat mnie też uformowało. Zawsze byłam autentyczna w zachowaniach, uczuciach i decyzjach i to Grzegorza we mnie zachwycało, ale bycie z nim jeszcze utwierdziło mnie, że nie muszę udawać kogoś innego. Bo jedyne, co w życiu mamy, to osobowość. Dlatego nie trzymam na wodzy reakcji. Potrafię wykrzyczeć ból i radość. Powiedzieć prawdę, nawet niewygodną.

– Mnie się wydaje, że przy Grzegorzu wydoroślałaś.

Ja byłam już kobietą dojrzałą, dorosłam w moim małżeństwie, i wcześniej, gdy umarł mój tata. Życie w Polsce było trudne, musiałam zawsze sama na siebie zarabiać, od najmłodszych lat, tak więc musiałam stać się osobą lepiej zorganizowaną, bardziej praktyczną i przewidującą. Urodziłam wymarzoną Matyldę i już była prawdziwa rodzina.

– Józek był od Ciebie kilkanaście lat starszy, sądziłam więc, że to on się Tobą bardziej opiekował, niż Ty nim.

Ale w wielu sytuacjach był nieporadny. Różnica wieku nie miała tu znaczenia. Przewodziłam więc jednemu mężczyźnie, potem drugiemu. Dla Grzegorza też byłam partnerką, która w jego wyobrażeniu załatwiała wszystko, czego on nie mógł załatwić. To mnie zadawał pytania, a ja musiałam znaleźć na nie odpowiedź. Myśmy się niesamowicie dopełniali. W moim małżeństwie były takie okresy, kiedy zarabiałam na dom, a później długo na pewno lepiej zarabiałam niż Grzegorz, bo robiłam filmy dla Anglików czy Szwajcarów, a honoraria były wyższe niż w Polsce. Te pieniądze pozwoliły nam budować dom, urządzać go, zabezpieczały nasz byt, a Grzegorz mógł się skupić na twórczości, na nagrywaniu płyt, dzięki którym też pojawiały się niemałe pieniądze.

– Moim zdaniem przy Grzegorzu stałaś się bardziej odważna, także w sensie obyczajowym, choćby ten teledysk do piosenki „Ciało”, kiedy Ty stoisz nago, a Grzegorz kładzie na Tobie ręce. Wszyscy w studio patrzą na Was, a Wy kochacie się oczami.

To nie było dla mnie aż tak rewolucyjne. Pamiętaj, że wychowałam się w niekonwencjonalnym domu, artystycznym, bez tabu. Miałam w sobie odwagę, wolność. Gdy grałam w „Fauście”, przed sceną, w której musiałam się rozebrać, reżyser zapytał: „Chcesz, żeby wszyscy wyszli z hali?”. Pomyślałam: Co z tego, że wyjdzie trzydzieści osób, gdy później trzy miliony będą mnie oglądać w Teatrze Telewizji. Odparłam, że nikt nie musi wychodzić, przecież nagość nie jest nieprzyzwoita. Zdjęcie nas nagich, Grzegorza i mnie, nie weszło do książki, chociaż nie miałam nic przeciwko temu. To wydawca okazał się bardziej pruderyjny (śmiech).

– Bałaś się tej książki?

Miałam obawy, bo otworzyłam szufladę od dawna zamkniętą. Rozgrzebywanie wspomnień to przeżywanie ich jeszcze raz. A ja z trudem zepchnęłam je na dno świadomości. Inaczej byłoby, gdybyśmy byli ze sobą do dzisiaj. Nawet gdyby Grzegorz umarł, co przecież się stało, to książka nie miałaby dla mnie takiego ciężaru nieszczęścia i takiej goryczy, jak wtedy, gdy wracałam do najpiękniejszych, najcudowniejszych momentów, wiedząc, że one zostały zniszczone rozstaniem. Dlatego to powracanie było dla mnie takie trudne. Zresztą sama wiesz, ile mnie kosztowały nasze rozmowy.

– Wiem, bo też ulegałam emocjom, chociaż dziennikarz powinien być tylko opanowanym kronikarzem.

To późniejsze cierpienie rzuciło cień na wszystkie lata z Grzegorzem. Zostały podważone słowa, które między nami padły, zaklęcia, namiętność, przysięgi, wyznania, w których szczerość potem zwątpiłam. Mój świat, który wydawał się tak pewny, legł w gruzach. Jeśli coś ma w sobie kłamstwo, zaczyna tracić wartość.

– Nigdy Grzegorza nie zdradziłaś?

Nie, nie miałam takiej potrzeby, nie szukam przygód, nigdy nie szukałam. Grzegorz widocznie musiał szukać potwierdzenia siebie – mężczyźni częściej zdradzają z tego powodu. I dlatego, godząc się na tę książkę, zgodziłam się ponownie na ból, jakiego wówczas doświadczałam, bo musiałam wrócić do szczegółów, które już umknęły pamięci. Dzisiaj rozmawiałam z dziewczyną, psychologiem ze Szwajcarii, koleżanką Weroniki, którą gościłam przez kilka dni. Ona powiedziała: „Nie ma nic gorszego od wracania do przeszłości i rozpamiętywania, co zrobiło się dobrze, a co źle”. Ale my się składamy też z przeszłości. Najważniejsze, żeby nie samobiczować się, nie zadawać pytań typu: „A gdybym postąpiła inaczej?”, nie dążyć do samozniszczenia. Mówię więc sobie: „Boże, dane mi było coś niesamowitego, czego nie miała żadna inna kobieta. Dane mi było przeżyć tyle lat z fantastycznym mężczyzną i stworzyć z nim coś, co po nas zostanie. Ten etap się zakończył, a teraz muszę zbudować nowy, równie fascynujący”.

– Ale to jest bardzo trudne.

Tak, trzeba mieć nadludzką siłę, wytrzymałość i dyscyplinę psychiczną. A przecież człowiek jest słaby, dlatego czyta porady psychologów, medytuje, filozofuje. Ja też to robiłam po rozstaniu z Grzegorzem. Jacek Santorski mi pomagał, wzmacniał psychicznie. Potem wyjechałam do Indii i tam nabrałam dystansu. I zaczęłam biegać. Jogging, zmęczenie fizyczne odwróciło moje myśli, pomogło mi się pozbierać. Teraz, kiedy weszłam w tę książkę, w te zdarzenia i znalazłam na strychu pisane wówczas pamiętniki, trochę mnie to zdemolowało. Ale na chwilę. Wiesz, nie zgodziłabym się na taką rozmowę, gdyby to była inna dziennikarka, ale ty przyszłaś z otwartym sercem i powstała między nami chemia, jak dzieje się z aktorami, którzy długo grają ze sobą. Rozumiałaś, co do ciebie mówię, a to rzadkie.

– Znałam Ciebie i Grzegorza z okresu, kiedy byliście razem, nawet zrobiłam Wam zdjęcie w klubie Scena. Nie mogę go, niestety, znaleźć.

Szkoda, nieczęsto się pojawialiśmy publicznie. Grzegorz nie znosił salonów. Pięknie wtedy wyglądaliśmy, dbałam o niego, o to, żeby wyglądał elegancko, wyjątkowo. Dla artysty image jest ważny.

– Ale nikt nie wiedział, jak to było między Wami. Aż do dzisiaj.

I to jest właśnie odpowiedź, dlaczego powstał ten wywiad. Ludziom widzącym jakąś parę wydaje się, że wszystko o niej wiedzą, a nie wiedzą nic. Dzieci też nic o nas nie wiedzą, choć żyją z nami na co dzień. Dopiero teraz Weronika dowiedziała się, jacy byli jej rodzice, jak się kochali. Bo być może zapamiętała Grzegorza i mnie z okresu, kiedy między nami wszystko się kończyło. Miała wtedy siedem lat. Nie chciałam, żebyśmy w jej pamięci przetrwali jako skłóceni ludzie, płacząca, rzucająca przedmiotami matka i milczący ojciec, z obcością w spojrzeniu. I dlatego teraz mówi, że jest mi za tę książkę wdzięczna, bo taka piękna miłość, jaka łączyła jej rodziców, rzadko się zdarza. Matylda jest podobnego zdania.

– Do których wspomnień wracasz najczęściej?

Jak pracowaliśmy razem, przygotowywaliśmy koncerty, jak jeździliśmy na nie moją ciężarówką, willysem. Jak wracaliśmy do domu i byliśmy u siebie, przy Puzonistów. To był nasz wymarzony dom, przyjeżdżało tu tylu artystów. Grzegorz czuł się wspaniale. Cały czas byliśmy w euforii, bo robiliśmy to, co kochamy, i wszystko było możliwe. Pamiętam ten stan idylli, jaka między nami panowała. I nagle to wszystko trafił szlag.

– Wspominasz Waszą namiętność?

To był bardzo namiętny związek. Ludzie, którzy tworzą, w ogóle są namiętni, bo namiętność pozwala im odreagować, wyłączyć się, odstresowuje. Ale dla nas seks był dopełnieniem ekstazy twórczej. Dawał nam niesamowite wyzwolenie.

– Bardzo szczerze opowiedziałaś o tych intymnych chwilach, kiedy spotykaliście się w hotelach jako para nieznajomych.

Najbardziej intymne szczegóły zachowałam dla siebie. Czasami wyjeżdżaliśmy gdzieś i kochaliśmy się jak wariaci. Zdarzały się nam wycieczki na ulicę Romantyczną, na plażę, do lasu. Często wyjeżdżaliśmy z grupą przyjaciół, Korą na przykład. Wszyscy byli wtedy w sobie zakochani. A my znikaliśmy na wydmach. Z tymi ludźmi do dzisiaj mam kontakt, ze Staszkiem Sojką, Kayah, Hanką Bakułą, Tomkiem Stańko, Michałem Urbaniakiem. Nie widujemy się często, ale gdy się spotkamy, jesteśmy sobie bliscy. Łączy nas żar przeszłości.

– Zawsze jest takie jedno wspomnienie, które dominuje. Co najbardziej kojarzy Ci się z Grzegorzem?

Chyba kiedy powiedziałam mu o ciąży. Nagle odkryłam, że Grzegorz marzy o dziecku. Dotąd myślałam, że on nie chce mieć dzieci. Biegał po domu niesamowicie szczęśliwy, a potem przygotowywał wszystko w domku w Falenicy, żeby było dziecku wygodnie. Nie umiał wbić gwoździa ani naprawić kranu, ale wiedział, co załatwić i gdzie. Myślał o takich zwykłych codziennych rzeczach – to było w nim wspaniałe.

– Ty cały czas go kochasz?

Grzegorz mi nie zobojętnieje, tak jak mój mąż Józek. To są mężczyźni, z którymi podzieliłam się moim niesamowitym życiem i którzy zostawili mi siebie w sercu i dzieciach.

– Masz do siebie żal, że dopuściłaś do tego rozstania?

Mam, na pewno, chociaż Weronika mówi: „Nie powracaj do przeszłości, bo już się nic nie da zmienić”. Ale jak miałam zareagować, kiedy dowiedziałam się, że mój mężczyzna ma romans? Mogłam być wtedy miła i rozumiejąca?

– Nie mogłaś.

Rozumiesz więc. Mam pretensje nie do siebie, tylko do Grzegorza, że nie zawalczył o nasze życie, że go nie docenił. Że był tak słaby. Ale być może ja postawiłam za ostro sprawę, nakazując mu pakować walizki. Może powinnam opanować emocje, wyjechać, przeczekać, potem go przytulić, przebaczyć. Miałby drugą cudną córkę. Dzisiaj tak bym zrobiła.

– A teraz dowiadujesz się z mediów, że uprzykrzałaś życie Grzegorzowi.

To wygodne tłumaczenie. Kiedy ma się poczucie winy, mówi się cokolwiek, żeby mieć wytłumaczenie dla siebie. Każdy w takich sytuacjach coś zmyśla. Mówił: „Ona była zbyt ambitna”. Co to znaczy „zbyt ambitna”? Ale gdy kogoś krzywdzimy, zaczynamy atakować ofiarę, bo ludzie nienawidzą poczucia winy. Grzegorz tak się bronił.

– Nie wybaczyłaś mu?

Wybaczyłam już dawno, wybaczyłam Ani. Nie widujemy się, ale kiedy jeszcze Weronika była mała i odbierałam ją z ich domu, rozmawiałyśmy z Anką normalnie. Niedługo przed śmiercią Grzegorza miałam pomysł, żebyśmy spędzili wszyscy razem święta. „Też bym tego chciał”, powiedział. „Ale Ania nie jest jeszcze gotowa”. Chciałam zrobić to dla Weroniki, która kocha swoje przyrodnie rodzeństwo. Nie chciałam, żeby kumulowała w sobie negatywne emocje ani izolowała się od nowej rodziny Grzegorza.

– Jest podobna do ojca?

Bardzo, tak jak on nie idzie jak czołg do przodu, nie jest przebojowa, za to konsekwentna i skupiona na tym, co robi. Grzegorz też był niesamowicie skupiony. Poza tym śmieje się identycznie i robi takie same miny, jak Grześ. Czasami mówię: „Boże, tak samo jak twój tata jesz tę kanapkę z serem” – tym samym, jaki on jadał. Gdy przyjeżdża z Ameryki, gdzie od kilku lat mieszka, studiuje i pracuje, od razu pyta: „Mamo, a ser z dziurami jest?”.

– Często o nim rozmawiacie?

Nie, czasem słuchamy jego piosenek – już teraz mogę ich słuchać. Weronika była jego ukochaną córką, chciałaby dbać o spuściznę po ojcu i o podtrzymywanie pamięci o nim. A tymczasem często nie bywa nawet zapraszana na uroczystości związane z jego osobą. A dziedzictwo po nim należy też do niej.

– Jak potoczyłoby się Wasze życie, gdybyście byli razem?

To takie gdybanie. I żyli długo i szczęśliwie… Bajka. Ale czasem daję upust wyobraźni i myślę: Grzegorz byłby w najlepszym twórczym okresie. Mieszkalibyśmy w naszym domu, mielibyśmy firmę producencką, znaczącą na rynku. Teraz to już byłoby imperium.

– Tymczasem dom musiałaś sprzedać, żeby spłacić długi. Firmy też nie masz.

Musiałam sprzedać dom, żeby spłacić kredyt Grzegorza zaciągnięty na kupno jego instrumentów. Kobiecie samej trudno zaczynać od nowa. Chociaż ja ciągle próbuję. Ciągle coś zaczynam, ciągle muszę radzić sobie sama. Dałam sobie radę, sprostałam wychowaniu córek i ich wykształceniu, ale z utratą domu bardzo trudno mi się do dziś pogodzić. Powstał przecież na ziemi, którą dostaliśmy od mojej mamy. Sprzedałam jakby swoje korzenie.

– Próbowałaś poszukać mężczyzny?

Poszukać to nie jest dobre słowo, ja nie szukam. Miałam oczywiście jakieś związki, ale nie były na tyle ważne ani silne, by zbudować na nich trzecią część swojego życia. Jak przyjdzie miłość, to będę szczęśliwa.

Grzegorz Ciechowski

Reklama

Rozmawiała: Krystyna Pytlakowska

Reklama
Reklama
Reklama