– Rodzina czy kariera?

Reklama

Jak powiedziała moja ulubienica Oprah Winfrey: „W życiu można mieć wszystko, tylko nie w tym samym czasie”. Kariera nie zając, a życie nie wyścigi. Kilka miesięcy temu urodziłam druga córeczkę. I teraz cieszę się tym. Wiem, że dziś normą jest „10 dni po porodzie wróciła do pracy”, ale dla mnie jest to zupełnie nienaturalne. Moje miejsce jest teraz przy dziecku. Na szczęście żyjemy w czasach, kiedy każda kobieta może wybrać, jak chce przeżywać macierzyństwo. I ja też chcę przeżyć je tak, jak uważam za stosowne.

– Ale gwiazdy-mamy wracają szybko „na ściankę” ze strachu przed tym, aby świat o nich nie zapomniał.

Na pewno. Kwintesencją dzisiejszego show-biznesu jest nazwa jednej z agencji modelek – Next. Czyli? Następny proszę! Trudno. Ja się teraz martwię o to, aby mieć z moją córką głębokie połączenie i więź, która mocno kształtuje się w pierwszym roku życia. I żadna fascynująca praca, żadna niesamowita podróż nie da mi takiego spełnienia i poczucia piękna. Jak wtulam jej małe ciałko w siebie, czuję, że to najważniejsze chwile mojego życia.

– I nie czujesz presji?

Zobacz także

Mamy takie czasy, w których kobiety poddawane są presji, jeśli chodzi o właściwie każdy aspekt życia. Mamy wiele ról do spełnienia. Jeśli któraś z nas ich nie spełnia lub ma odwagę żyć inaczej, uważana jest za dziwoląga. Mamy być supermatkami, superżonami, superkochankami, odnosić sukcesy w pracy i jeszcze zarabiać krocie. Najlepiej być jak Angelina Jolie, mieć kaloryfer na brzuchu i karierę pędzącą na orbitę. Przez telefon konferencyjny domykamy kontrakt z międzynarodową firmą, a w tym samym czasie własnoręcznie przecieramy superekologiczna zupkę dla naszego bobasa. Potem kolacja dla męża, ale broń Boże jakiś kotlet. To ma być gourmet okoń morski po japońsku, a w sypialni to co najmniej akrobatyka artystyczna. Cokolwiek mniej jest już porażką.

– Kończą się wspólne tematy rozmów z singlami?

Nie zatruwam życia innym, pokazując im 30. z kolei zdjęcie moich pociech na iPhonie. Ale zauważam, że tak jak rodzice potrafią zawęzić swoje horyzonty do rozmów wyłącznie o dzieciach, bywa, że single często są tak skupieni na sobie, że potrzebują bardziej publiczności niż partnera do rozmowy. Kariera jest dla nich najważniejsza. I o tym nadają w kółko. Taki klub narcyza: „No dobrze, już dość o mnie, to teraz porozmawiajmy o moim filmie”.

– Chciałaś mieć dzieci?

Bardzo. To było doświadczenie atawistyczne I to za każdym razem. Poczułam się tak, jakby ktoś przystawił mi pistolet do głowy – dziecko natychmiast.

– Dlaczego w czwartym miesiącu ciąży zniknęłaś? Zrezygnowałaś z prowadzenia „The Voice of Poland”? Przestałaś odbierać telefony od dziennikarzy?

Ja nigdzie nie zniknęłam. Powiedziałabym nawet, że żyłam pełnią życia. Moja energia w drugiej ciąży była bardzo spokojna, nawet medytacyjna. Byłam szczęśliwa, że mogę to przeżywać głębiej. Uwielbiałam „The Voice of Poland” i ekipę realizatorów, ale ja w ciąży na wysokich obcasach i wystylizowana? Nie. Coś mi tu nie grało.

– Twoja kariera przebiega od lat w rytmie: „Pojawiam się i znikam”.

Taką mam naturę. Jestem spod znaku Ryb, a każda z nich płynie w inną stronę. Lubię się czasem zapaść pod ziemię. W moich wyborach jest dużo emocji i intuicji. Poddaję się im. Jeśli moja energia nie odpowiada jakiemuś przedsięwzięciu albo nie jest na to odpowiedni moment, to nie wchodzę w sytuację. Choćby była to okazja, która nigdy więcej może się nie powtórzyć. Ostatnio dostałam główną rolę w filmie, który miał być kręcony w Rosji. To wiązałoby się jednak z wyjazdem na pół roku. Czułam ogromną presję otoczenia: „Nie weźmiesz tego? Przecież taka rola zdarza się raz w życiu”. Podziękowałam, bo plan filmowy to nie miejsce dla niemowlaka. Doszłam do wniosku, że tego pół roku z życia mojej córki nie da się powtórzyć i gdybym to przegapiła, bardzo bym tego żałowała. Jak powiedział profesor Tadeusz Gadacz: „Nie jesteśmy tylko podmiotami na rynku pracy, jesteśmy istotami żyjącymi”. Przed zajściem w drugą ciąże skupiona byłam na pracy nad płytą. Ale teraz moja głowa, nawet po wejściu do studia nagrań, zostaje w domu. Jestem w innej przestrzeni emocjonalnej i daję sobie na to przyzwolenie. Mogę powiedzieć, że żyję w rytmie chilloutu. To jest akurat rodzaj muzyki, którą tworzę. Więc nie cisnę, tylko raczej odpuszczam. Jak przyjdzie pora, znowu wrócę do studia. Ważny jest dla mnie sposób, w jaki przeżywam życie. Lubię je celebrować. Bardzo chciałam na przykład inaczej przeżyć drugi poród.

Rozmawiała: Sylwia Borowska

Reklama

Cały wywiad z Magdaleną Mielcarz znajdziecie w najnowszym numerze "Vivy"

Reklama
Reklama
Reklama