– Gra Pani na giełdzie?

Reklama

A skąd pani wie? W tym roku postanowiłam wyłożyć na to niewielki kapitał. Najpierw trenowałam „na sucho”, przez cztery miesiące. Prognozowałam i udawałam, że kupiłam już jakieś akcje.

– I z jakim skutkiem?

Wygrywam! Chyba w moim przypadku sprawdza się przysłowie o kartach i miłości. W kasynie też wygrywam – w Black Jacka i ruletkę.

– Pytam dlatego, że powiedziała Pani kiedyś: „Kto nie ryzykuje, nie ma sukcesu”.

Zobacz także

Bo nie ma. W niczym.

– W jakich sytuacjach należy ryzykować?

Trochę pieniędzy można zaryzykować. Nie jestem bardzo bogata, ale z drugiej strony nigdy nie zastanawiałam się, ile kosztuje na przykład masło. Po prostu kupuję i już. Ale ja na te swoje pieniądze ciężko pracuję, więc szkoda byłoby je stracić. Kiedy zaczęłam mieć moje prywatne kłopoty, mówię do Ani, mojej przyjaciółki: „Po co to wszystko? Mieszkanie, firma, tyle zobowiązań. Po co mi to, skoro pieniądze i tak szczęścia nie dają”. A ona na to: „Masz rację, ale wiesz, pieniądze szczęścia nie dają, lecz o wiele łatwiej znosi się z nimi nieszczęście”. Prawda, że ładnie powiedziane?

– Prawdziwie. Kiedy jednak rozpada się życie osobiste, chyba mało co może przynieść pocieszenie?

To absolutna porażka, przynajmniej dla mnie. Wiem, że wiele kobiet traktuje rozstanie jako wyzwolenie. Ale ja jestem tradycjonalistką, takie wychowanie wyniosłam z domu.

– Z podkrakowskiej wsi.

Ta wieś to Klęczany koło Gorlic. Piękne tereny, ludzie piękni w środku, szanujący siebie wzajemnie. Moi rodzice są ze sobą wiele lat. Na 40. rocznicę ślubu zafundowałam im wizytę w Watykanie. I wie pani, co papież im powiedział? „Jak można tyle ze sobą wytrzymać?” Oczywiście żartował. Może gdyby nie było dziecka, miałabym inne podejście do rozstań? Lżejsze. To dziecko sprawia, że taka decyzja należy do najtrudniejszych.

– Podejmujemy ją, bo nie chcemy żyć w stagnacji?

No cóż, życie jest pewnym ciągiem zdarzeń. Nie ma w nim nic stałego. My się zmieniamy, zmieniają się nasze uczucia. Ja często używałam takich słów, jak: na pewno, nigdy, zawsze. A teraz dowiedziałam się, że nie ma nic na pewno ani nigdy.

– Ani zawsze?

Ani zawsze. Inaczej się myśli, mając lat 20, inaczej po trzydziestce.

– Kiedy Pani miała 23 lata, wydawało się, ze złapała Pani Boga za nogi?

Tak właśnie się czułam. Korona królowej piękności, pierwszy mężczyzna, miłość, praca. Byłam bardzo niewinna. I miałam wielkie ideały.

– Wierzyć się nie chce, że taka Joanna d’Arc została rzeczniczką prasową rządu, weszła do jaskini lwów. Czyhały na Panią tam same niebezpieczeństwa?

Nie, bo mnie mężczyźni zawsze się bali. Może z powodu mojego wzrostu – 176 centymetrów. W dodatku lubię chodzić na obcasach, jako osobowość dominująca. Mam twardy charakter.

– Góralski. Pewnie była Pani wyższa od premiera?

Premier Pawlak był dużo wyższy ode mnie. Spokojnie mogłam sobie przy nim pozwolić na obcasy.

– W światku sejmowym huczało, że na pewno zacznie się romans stulecia.

Te plotki do dziś wywołują u mnie uśmiech. Nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Ludzie chcą widzieć coś, czego nie ma – młody premier, młoda dziewczyna… Wtedy te insynuacje w ogóle mnie nie dotykały. Teraz dotknęłyby mnie pewnie o wiele bardziej. Może dlatego, że z czasem człowiek staje się mniej odporny na takie sprawy? Wtedy ważne było dla mnie tylko to, co dzieje się bezpośrednio między mną a moim ukochanym.

– Nie wierzę, że nikt się do Pani nie zalecał.

Przeżyłam przemiłe oświadczyny w Afryce, kiedy proponował mi małżeństwo król Mswati III, który był na wyborach Miss World. Byłabym jego szóstą żoną, a mnie to nie satysfakcjonowało, zawsze chciałam być najważniejsza. Potem jeszcze biznesmen z Ameryki słał mi kwiaty i wyznania. Wolałam jednak zostać w Polsce. Wracając do plotek – bolało mnie tylko, że rodzice cierpieli z powodu tych pogłosek.

– Nie ufali Pani?

Ufali. Mama ma do mnie ogromne zaufanie i to jest moja siła. Jakiej decyzji bym nie podjęła, rodzice mnie popierają. Są cudowni. A wtedy tak naprawdę mój wizerunek kreowały tabloidy.

– Kuchnia jest bezpieczniejsza niż polityka?

Kuchnia przede wszystkim jest smaczniejsza.

– No i nie trzeba tu ryzykować. Kiedy ryzykowała Pani najbardziej? Gdy podjęła Pani decyzję o rozwodzie?

Wie pani, trudno mi o tym mówić, mimo że od tamtej chwili minęło już sporo czasu. Przez najgorsze rafy już chyba przeszłam. Powiem jedno: taka decyzja nie zapada w sądzie. Zresztą nie ma jeszcze epilogu sądowego.

– Tylko kiedy?

Gdy zdejmuje się obrączkę. Ja ją zdjęłam trzy lata temu. Ale koleżanki mówią, że i tak zachowuję się jak mężatka. Jestem mentalnie mężatką. Nie rzucam się w wir przygód, życia towarzyskiego. Praca i dom są dla mnie najważniejsze.

– No i dziecko, córka Ola.

No i dziecko. Decyzja o rozstaniu była dla mnie strasznie trudna, skomplikowana.

– Porażka, bo kończy się miłość?

To nie tak. Miłość jest najpiękniejszym darem, natomiast trzeba umieć ją utrzymać. Doceniać. Porażką jest nieumiejętność pielęgnowania uczuć.

– Bardziej przez kobietę czy mężczyznę?

Jak do tanga – trzeba dobrej woli dwojga. Wspierać się, iść na kompromisy, pielęgnować chwile uniesienia. I to nie wtedy, gdy jesteśmy na wakacjach, lecz normalnie, na co dzień. Miłość tkwi w drobiazgach dnia powszedniego. Jak się kładziemy spać, jak się budzimy, jak jemy śniadanie, jak jesteśmy chorzy, jak ktoś nas zdenerwował. Dzisiaj jakoś się rozczulam. Bo kupowałyśmy z córką prezenty na walentynki. Ona dla mnie, ja dla niej i jeszcze dla cioci. Z miłością jest tak, że nie można kochać i żądać od kogoś: ty kochaj mnie, choćby miało to drugą osobę unieszczęśliwiać. Żaden człowiek nie jest właścicielem drugiego człowieka.

– Trzeba akceptować nasze dojrzewanie, fakt, że nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi, co w momencie pierwszego spotkania? Nawet zawodów możemy mieć wiele.

Wiadomo było, że praca w biurze prasowym nie jest na długo. Kiedy wyszłam z polityki, miałam szczęście, że pomysł na program telewizyjny „Podróże kulinarne Roberta Makłowicza” okazał się trafiony. I że Nina Terentiew dała mi szansę na zrealizowanie go. Otworzyłam więc firmę producencką.

– I stała się Pani bizneswoman. Trafiła Pani na swoją pasję. Mężczyźni jednak nie lubią chyba, gdy kobieta ma inne namiętności poza nimi?

Mężczyźni są egocentrykami i chcą mieć kobietę na wyłączność. Najlepiej, żeby gotowała, ale tylko dla nich, żeby była w domu, rodziła dzieci. A jednocześnie fantastycznie, gdy jeszcze zarabia pieniądze. Uważam, że z facetami stało się coś niedobrego. Kobiety naprawdę zupełnie inaczej podchodzą do wielu spraw. Nie godzimy się na kompromis tylko z naszej strony. Bo pan i władca uważa, że tak powinno być. I koniec.

– A to przecież mężczyzna powinien nam dawać oparcie?

Kobieta musi mieć męskie ramię – mocne i silne. Bez niego jest niekompletna. Tak myśli się na ogół. Gdyby pani widziała te spojrzenia, jakimi mnie obrzucają inne kobiety, gdy pojawiam się gdzieś poza domem.

– Złe oczy?

Podejrzliwe.

– Myślała Pani, że znalazła to męskie ramię?

Każda kobieta tak myśli, wiążąc się z kimś.

– I potem rozczarowanie? A przecież poznała Pani ten męski świat od środka, i to na samym starcie?

To był dla mnie uniwersytet życia. Nie żałuję ani jednego dnia, który tam spędziłam, ani jednego doświadczenia.

– Który przedmiot zaliczyła Pani na piątkę?

Sztukę dyplomacji.

– A który Pani oblała?

Słabo u mnie było z ukrywaniem emocji. Z tym że zawsze na mojej drodze pojawiał się w odpowiednim momencie ktoś życzliwy, kto mi pomagał wyjść z opresji. Nawet potem, w tych najtrudniejszych moich osobistych zawirowaniach, pojawiła się koleżanka, z którą wcale nie byłam przedtem bardzo blisko, i wsparła mnie, oferując konkretną pomoc. Dach nad głową. Mówi: „Wyprowadź się, z odległości lepiej to wszystko ocenisz”. Mam takie powiedzenie, że jesteśmy sumą życzliwości innych ludzi. To się sprawdza.

– Pani córka ma sześć lat. W jaki sposób wyjaśnić małemu dziecku relacje między dorosłymi?

Ja jej to wyjaśniam codziennie. Dziecko chce mieć oboje rodziców, kocha mamę i tatę i nie może zrozumieć, czemu oni już nie są razem. Mówię jej więc, że nie chciałaby mieć nieszczęśliwej mamy. A jednocześnie musiałam wybrać taką drogę, mimo że nie było żadnej osoby trzeciej, żadnego romansu, zauroczenia. Nic takiego.

– Nie lepiej więc było zostawić to, jak było, nic nie zmieniać?

Utrzymywanie fikcji? O, nie. Dla mnie już zdjęcie obrączki było równoznaczne z odcięciem się od przeszłości.

– Nie będzie Pani chyba prowadzić życia zakonnego? Ma Pani taką urodę i witalność, że grzechem byłoby zamknąć się w domu.

Ale ja każdy dzień mam wypełniony, tyle pracuję, a każdą wolną chwilę poświęcam Oleńce. Wczoraj byłyśmy po raz trzeci na „Sezonie na misia”. Jestem świetna, gdy chodzi o filmy dziecięce, natomiast nie pamiętam, kiedy byłam na filmie dla dorosłych.

– Czas pędzi tak szybko. Może Pani coś przeoczyć i ocknąć się za późno. Co wtedy?

Mnie wystarcza to, co mam: radość z drobnych przyjemności, pracy, przyjaciół.

– A ciało Panią nie cieszy? Zauważa je Pani?

Podobno mam małą świadomość swojego ciała, jak powiedział mi ostatnio mój partner w „Tańcu z gwiazdami”. Mam z tym wielki problem. Może właśnie dlatego zgodziłam się na udział w tym programie?

– Żeby pootwierać wszystkie zamki, na które jest Pani pozamykana?

Nie będzie łatwo dopasować klucz. Za dużo mam tych kłódek.

– Z czego to się bierze?

Chyba z bardzo dużego poczucia obowiązku. Nie potrafię lekko traktować życia. Czuję się odpowiedzialna za moją córkę. Chcę jej zapewnić właściwą edukację. Ma zdolności muzyczne – trzeba posyłać ją na lekcje pianina. Ładnie się rusza – należy zapisać ją na lekcje tańca. Cała jestem skoncentrowana na tym, by nie zaniedbać niczego w wychowaniu Oli.

– Czuje się Pani w tych wysiłkach osamotniona?

Bardzo. To jest na mojej głowie i jeszcze wiele innych spraw. Nie wyobrażam sobie na przykład, żeby faktury nie zapłacić w terminie.

– Taniec pomoże więc Pani się od tego oderwać.

Jak idę tańczyć, wyłączam komórkę. Już to samo pozwala mi na wyluzowanie. Robię to też z szacunku dla partnera.

– Ciekawe, czy ten program Panią zmieni?

Na pewno, bo całe życie się zmieniamy. Mnie każde doświadczenie zmienia.

– Małżeństwo też Panią zmieniło?

Bardzo, i to na plus. Przede wszystkim byłam w nim dłuższy czas szczęśliwa.

– Pracowaliście razem w biurze prasowym. Pani mąż, jako znany dziennikarz, starszy o dziewięć lat, był najpierw przyjacielem i doradcą?

Wszystko się zgadza. Miałam do niego ogromne zaufanie jako do fachowca dziennikarza. Zdobył przecież nagrodę – polskiego Pulitzera. Tylko potem życie zweryfikowało nasze relacje. Ale wszystko dzieje się po coś, jest potrzebne. Ważne tylko, żeby umieć wysnuwać wnioski.

– Więc jednak ryzykować?

Mam w charakterze odwagę.

– Usiłuję rozgryźć Pani charakter. Wieczna mężatka, odważna i...?

Cierpliwość – mam jej więcej niż kiedyś. Kompromis. Amos Oz napisał: „Lepszy najgorszy zgniły kompromis niż trzecia wojna światowa”. To też moje credo. I jeszcze że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

– Przez „Taniec...” straciła Pani szansę na program w TVP2?

Podziękowano mi za współpracę. Nie brałam tego pod uwagę, uważałam, że jedno drugiemu nie przeszkadza. Tym bardziej, że aktorzy biorący udział w „Tańcu” dla TVN jednocześnie przecież grają w serialach telewizji publicznej. Zabolało mnie to, stres, nieprzespana noc. Ale starałam się „trzymać twarz”. Teraz już wiem, że trzeba przed programem podpisywać jasno sformułowany kontrakt.

– Jak Pani odreagowuje stresy?

Jeżdżąc na rolkach. Jeżdżę wtedy całą sobą, wywracam się i wstaję.

– Życie to ciągła jazda na rolkach?

Upadki i podnoszenie się. I od nowa. Nic mnie nie zrazi. Mam to od dziecka. Kiedyś mój starszy brat wrócił z nart do domu zapłakany: „Mama, zrób coś z nią. Ona zjeżdża z takiej góry, z której żaden chłopak nie zjedzie. Ona się kiedyś zabije”. Ale żyję.

– Ostrożniej?

Na pewno jestem zdecydowanie ostrożniejsza. Mam nadzieję, że już nie popełnię żadnej głupoty.

– Odzyska Pani wolność. Co Pani z nią zrobi?

Psychicznie już tę wolność odzyskałam. Czy jednak będę umiała, chciała być z kimś? Już sobie mój świat poukładałam. Nie ma w nim miejsca już dla nikogo. Ale z drugiej strony postanowiłam nie używać słowa „nigdy”.

– Bo nie da się żyć bez miłości?

Miłość jest takim azymutem wyznaczającym wartości życiu. Ale jest tyle jej odmian, że może te, które mam, wystarczą? Ja już tym, co przeżyłam, mogłabym obdzielić kilka istnień ludzkich. Natomiast w miłości mam jednak zbyt małe doświadczenie, więc może los mnie doświadczy i w tej kwestii?

Reklama

Rozmawiała: Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Beata Wielgosz
Stylizacja Jola Czaja
Asystent stylisty Piotr Czaja
Makijaż Julita Jaskółka
Fryzury Sylwia Habdaś/Metaluna
Produkcja sesji Paweł Walicki

Reklama
Reklama
Reklama