– Niedawno skończyłaś 18 lat. Czujesz się już dorosła?
Ewa Farna:
Prawie, choć to niewiele zmieniło w moim życiu. To zmiany raczej formalne. Mogę brać udział w wyborach i zrobić „prawko” (śmiech). Ale jestem tą samą dziewczyną co dawniej, choć teraz w euforii, bo ciągle jeżdżę autem!

Reklama

– Myślisz czasem: teraz mogę robić, co chcę, zarabiam, mam kasę na wszystko?
Ewa Farna:
Nie, wcale nie! Byłam wychowana w pokorze, bez rozrzutności. Jak są pieniądze, nie idę od razu do Diora, żeby kupić sobie rzeczy z najnowszej kolekcji. Nawet nie mam dostępu do swojego konta. Nie wiem, ile zarabiam. Naprawdę! Nadal dostaję kieszonkowe od rodziców. Mam też własną kartę kredytową, którą płacę, na przykład za telefon, bo strasznie dużo wydzwaniam.

– Jesteś popularna po obu stronach Tatr. Czujesz się lepiej w Polsce czy Czechach, gdzie się wychowałaś?
Ewa Farna:
Trudno powiedzieć. Polacy mają morze, a Czesi piękną Pragę, więc tu i tam jest fajnie! (Śmiech). Jestem Polką urodzoną w Czechach. Historia sprawiła, że kilka tysięcy Polaków znalazło się po drugiej stronie Olzy. Kocham Pragę, mam czeski zespół, ale w moich żyłach płynie polska krew. Czuję wielką satysfakcję, że mogę występować w Polsce. Zostałam wychowana bardzo patriotycznie.

– W domu liczą się: Bóg, honor, ojczyzna?
Ewa Farna:
Tak, właśnie w takiej kolejności. My jesteśmy ewangelikami. Czesi się dziwią, kiedy ktoś jest wierzący. Ale dla mnie Bóg jest jeden. Myślę, że obojętne mu, czy człowiek jest katolikiem, czy ewangelikiem. Nie chciałby nienawiści czy wojen religijnych, przecież wiara ma jednoczyć! W niej mam oparcie, w życiu kieruję się dziesięcioma przykazaniami. Nawet w kontrakcie mam zapisane, że moje działania będą zgodne z dekalogiem i zasadami fair play. Oznacza to, że nie zgodzę się na żadne działania, które stałyby w sprzeczności z moimi przekonaniami. Rodzice o to zadbali i to jest super. Tata jeździł na wszystkie moje koncerty, wszędzie musiał wisieć zakaz palenia. Obojętnie, jaki to był lokal, mówił, że nie wolno palić, kiedy jego córka śpiewa. Zabronił mi śpiewania na dyskotekach. Wszystkiego pilnował. Dla moich rodziców zasady chrześcijańskie są również zasadami moralnymi i chcieliby, żeby były takimi dla mnie.

– Z tego, co mówisz, wychowano Cię w surowych zasadach?
Ewa Farna:
Nie narzekam. Uważam, że mam fantastycznych rodziców. Nieraz wieczorem wychodzę gdzieś z moją kapelą, wracam późno, a mama czeka. Siadam i gadam jak z najlepszą przyjaciółką. Zna moich kolegów, nie mamy przed sobą tajemnic. Jak nie widzimy się przez kilka tygodni i skręca mnie z tęsknoty, to mówi: „Nie martw się, najważniejsze, że się kochamy”. Jest przepiękną kobietą, chłopaki się za nią oglądają. Kiedyś śpiewała, choć twierdzi, że nie ma mocnego głosu. Cała nasza rodzina jest zakręcona muzycznie i sportowo. Tata ma kapelę folkową, jeździ na nartach, gra w tenisa i jeszcze prowadzi swoją firmę. Nie wiem, jak to wszystko ogarnia.

Zobacz także

– A Twoje rodzeństwo?
Ewa Farna:
Mój brat Adam ma 16 lat. Gra na perkusji, na skrzypcach i gitarze, ale głównie wyczynowo jeździ na nartach. Kiedyś razem śmigaliśmy po stokach, ale ja poszłam w muzykę, a on w sport. Mam jeszcze pięcioletnią siostrę Magdalenkę. Kiedy mama powiedziała, że jest w ciąży i urodzi dziewczynkę, strasznie się ucieszyłam. Jej narodziny były jednym z najpiękniejszych przeżyć w moim życiu. Chociaż myślę, że jeszcze przeżyję coś równie fajnego (śmiech).

– Dużo jeździsz. Ciągnie Cię do domu?
Ewa Farna:
Jak górala na hale! Bo to prawie góry, z Wędryni na Zaolziu, gdzie mieszkamy, widać Beskidy. Przez okno widzę łąkę i barany. Kiedyś późno wróciłam z koncertu, chciałam się wyspać, a krowa zaczęła się cielić i całą noc ryczała. To zdarza się tylko na wsi. Poczułam, że jestem w domu.

– Jak na 18-latkę ciężko pracujesz. Koncerty, telewizja, wywiady. A do tego świetnie się uczysz. To można pogodzić?
Ewa Farna:
Mam indywidualny tok nauki, ale lubię pójść do szkoły, bo to sprowadza człowieka na ziemię. Trzeba przeżyć szkolne lata w ławce z kolegami, napisać sprawdzian, chodzić po korytarzu z książkami. Nie chcę, aby stosowano wobec mnie taryfę ulgową. Czasem moja polonistka słyszy, jak mówię coś w telewizji, i grozi mi palcem: „Ewa, to nie było poprawnie po polsku!”. Ale to jest właśnie fantastyczne. Fajnie, że można mieć dwie kultury, dwa języki. W dzisiejszym świecie to jest niesamowity plus.

– Grzeczna, poukładana, kulturalna. Ty w ogóle masz jakieś słabe punkty?
Ewa Farna:
O, jest ich bardzo dużo! Na przykład nie mam czasu na czytanie książek, więc z lekturami obowiązkowymi jest problem. Kiedy jestem głodna albo niewyspana, to staję się bezczelna i nieprzyjemna. Mnóstwo czasu spędzam w Internecie. Wprawdzie często odpisuję na zawodowe e-maile, ale Facebook pochłania mi wiele czasu. Jestem też uzależniona od czekolady i rozmów przez komórkę.

– Twój sceniczny image zmienił się na bardziej drapieżny i sexy. Chcesz podkręcić swój wizerunek?
Ewa Farna:
Chcę być naturalną dziewczyną, która gra muzykę i bawi się nią. Prezentować siebie jako zwykłą nastolatkę, co powiedziałam producentom i wytwórni już na początku współpracy. A że na scenie zobaczyłaś bardziej drapieżną kobietę? Trochę pokazałam pazura, bo lubię rockową muzykę. To w moim wieku wydaje się normalne.

– Podobno masz nowego chłopaka?
Ewa Farna:
Nowego? Od pół roku go mam, chociaż to nie jest tak długo. Moi rodzice są ze sobą już ponad 20 lat, wciąż szczęśliwi. A Tomek Klus jest znanym czeskim muzykiem. Mieszka w Pradze, gdzie studiował w szkole aktorskiej. Mam nadzieję, że spędzę z nim resztę życia, bo jestem w tych sprawach długodystansowcem. Trzymam go i nie puszczam. W ogóle jestem zazdrosna. Myślę, że to jakaś wrodzona cecha kobiet. Dlatego zakazałam przyjmowania dziewczyn do naszej kapeli. Nie wytrzymałabym tego, naprawdę.

– Idziesz jak burza. Sześć płyt, ostatnia, „EWAkuacja”, pokryła się platyną. Trzy statuetki EMA i prestiżowy tytuł Najlepszego Polskiego Wykonawcy MTV Europe Awards 2011. Mamy nową królową?
Ewa Farna:
Wcale nie! Dziś sprzedaż płyt nie jest już miernikiem sukcesu, z Internetu wszystko można ściągnąć. Tym bardziej się cieszę, że dwie ostatnie płyty, „Cicho” i „EWAkuacja”, naprawdę fajnie się sprzedają. Ale najbardziej cieszy mnie, że ludzie przychodzą na moje koncerty, chcą posłuchać żywej muzyki. Dlatego w Sosnowcu zdecydowałam się nagrać dla nich DVD. Tam jest „live”, pot, energia! Jest głos, a czasami słychać w nim fałsz i zgrzyt. To mi się podoba.

– A kiedy Ewa Farna poczuła, że jest gwiazdą?
Ewa Farna:
Nadal nie czuję się żadną gwiazdą, tak jak i częścią show-biznesu. Był taki moment, którego nie zapomnę, kiedy na Viva Comet Award w lutym tego roku cała hala skandowała moje imię i nazwisko. Ja ryczałam, bo jestem wrażliwa. Dostałam wtedy z pięciu nominacji cztery statuetki. Jak przyszłam z nimi do szatni, gdzie siedział mój zespół, to znów się poryczałam. Powiedziałam: „Kurczę, to jest fantastyczne, że człowiek nie musi z siebie robić Lady Gagi, nosić peruki i pokazywać pupy, aby zaistnieć”.

– Jacek Cygan mówi, że masz nie tylko silny głos, ale także skromność. Tym wygrywasz z innymi.
Ewa Farna:
Naprawdę tak powiedział?! Nie chcę wywyższać się nad innymi tylko dlatego, że jestem teraz na fali, a komuś może się nie wieść. Przed Bogiem wszyscy jesteśmy równi. Taką mam teorię i tego się trzymam.

– Ale fani Cię nie odstępują?
Ewa Farna:
Mówię, że mury mojego domu i mury mojej szkoły to nie Schengen. Nie lubię, kiedy stoją pod moim domem albo pytają sąsiadów, gdzie mogą się przespać, bo rano chcą spotkać się z Ewą. Oni to szanują i są świetni, jeżdżą na koncerty nawet do Czech. Dziękuję im, że głosowali na mnie w prestiżowym konkursie EMA, bo przez kilka dni mogłam sobie pobyć w supertowarzystwie nominowanych na Najlepszego Europejskiego Artystę.

– Masz nawet swoją telewizję!
Ewa Farna:
To też ich pomysł. Na stronie ewafarna24.com po każdym koncercie zamieszczają wywiady. Chodzą na gale, pytają innych fanów czy gwiazdy, co myślą o młodej Ewie Farnej. W końcu czegoś się o sobie dowiem! (śmiech).

– A co dalej? Gdzie widzisz się za kilka lat?
Ewa Farna:
Najpierw muszę zrobić maturę i spróbować dostać się na studia prawnicze. Potem chciałabym założyć własną rodzinę. Moja hierarchia wartości jest taka, że przede wszystkim liczy się rodzina, przyjaźń, później wykształcenie, dopiero potem muzyka. Nie będę kłamać, że jest dla mnie wszystkim i bez niej nie mogę żyć.

– Nie marzysz o karierze zagranicznej – Londyn, a może Nowy Jork?
Ewa Farna:
Ja mam tyle marzeń, że pewno się nie spełnią. Dzisiaj przebić się w świecie jest strasznie trudno. Myślę, że w Wędryni jest jedna dziewczyna, która śpiewa, w Warszawie jest ich 30, w Polsce – 300, a w Stanach co trzecia czarnoskóra kobieta ma potencjał Arethy Franklin. Na razie nie mam takich ambicji. Chcę się skupić na pracy w Polsce. Dostałam tyle nagród, że trzeba się odwdzięczyć.

Reklama

Rozmawiała Elżbieta Pawełek
Zdjęcia Olga Majrowska
Stylizacja Jola Czaja
Asystentki Magdalena Smus, Ewelina Sas
Makijaż Zosia Krasuska/D’vision Art
Fryzury Christian Lange/F-BAZAR
Scenografia Piotr Czaja
Produkcja Ula Szczepaniak

Reklama
Reklama
Reklama