Schyłek lata, południowa Francja. To właśnie tu odpoczywa dziś Daniel, jeśli nie jest na meczu rugby lub nie popija guinnessa w pubie w Liverpoolu. W Nicei albo w Saint-Tropez ładuje akumulatory po zakończeniu zdjęć do 22. już filmu z serii o Bondzie „Quantum Solace” i przed rozpoczynającą się wkrótce promocją. Z niewielką grupą przyjaciół, wśród których jest jego aktualna narzeczona, aktorka Satsuki Mitchell, spędza czas między plażą, restauracjami a winnicami, gdzie jeździ na degustacje najlepszych roczników. „Jak ja kocham takie życie. Sławę i przywileje. To właśnie dla takich chwil człowiek uprawia ten zawód”, przyznaje Daniel. Nawet nie zamierza udawać, że jest ponad to, gardzi sławą, bo liczy się tylko sztuka przez duże „S”. „Jestem w tym punkcie życia i kariery, że nareszcie nie muszę nikomu nic udowadniać. Harowałem na to wystarczająco długo. Teraz przyszedł czas na konsumowanie. I nim ruszę ratować świat po raz kolejny, zamierzam mu się oddawać całym sobą”, żartuje.

Reklama

Jestem aktorem od urodzenia
O tym, że Daniel jest wybitnym aktorem, wiadomo było przecież na długo przed tym, nim dostał propozycję zagrania w 21. części serii przygód najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości. Lista teatralnych i filmowych dokonań Craiga jest tak imponująca, że wiele hollywoodzkich gwiazd mogłoby mu buty czyścić. Sam Daniel uważa, że to przeznaczenie. „Po prostu urodziłem się po to, by zostać aktorem. Wprawdzie mój ojciec Tim był marynarzem, mama Carol – nauczycielką plastyki, ale już jako mały chłopak występowałem przed publicznością. Na przykład podczas wycieczki z dziadkami po norweskich fiordach. Oczywiście z różnym skutkiem. Mimo to byłem szczęśliwy i nie wyobrażałem sobie, że mógłbym wykonywać inny zawód”, wspomina Daniel dzieciństwo.

W wieku 16 lat Craig porzucił szkołę, bo poza literaturą nic go tam nie trzymało. Potem przez trzy lata szlifował talent w szkole dramatycznej National Youth Theatre w Londynie. Dziś uważa tamten czas za kompletnie stracony: „Jedyne, czego dowiedziałem się w tej szkole, to tego, że będę prawdopodobnie bezrobotny do końca życia”. Potem Daniel skończył Guildhall School of Music and Drama w Londynie.

„Najlepszą szkołą okazała się jednak scena i ambitne niskobudżetowe produkcje”, uważa. Tyle że dzięki nim był jedynie... coraz bogatszy duchem. Stan jego konta wciąż wahał się w okolicy zera. Szersza publiczność kojarzyła jego twarz z „Love Is the Devil. Szkic do portretu Francisa Bacona”, „Tomb Raider”, „Sylvii Plath” czy „Obłędu”.

W wieku 38 lat wciąż jednak nie mógł trafić na tę jedną jedyną rolę, dzięki której stałby się gwiazdą. Taką właśnie jak rola Bonda, która ustawia człowieka do końca życia. „Dopóki nie zagrasz takiej roli, jesteś poza grą w tym biznesie. Taka szansa może się nie trafić nigdy”, podsumowuje.

Zobacz także

To było moje pięć minut
I tym razem nie obyło się bez schodów. Daniel nie lubi wracać wspomnieniami do czasów, kiedy był upokarzany przez miliony widzów i musiał udowodnić, że potrafi zagrać agenta 007. „Zbyt zwyczajny, drewniany w ruchach, za mało subtelny świński blondyn”, pisali internauci i rozpowszechniali o Craigu niestworzone historie. O tym, że jest niski i słaby, chociaż w rzeczywistości ma prawie 180 centymetrów wzrostu i jest wysportowanym facetem. Nawet reżyser filmu Martin Campbell był sceptyczny. „On ma za wysokie kwalifikacje, jest zbyt przesiąknięty teatrem”, mówił. Na dodatek w trakcie zdjęć okazało się, że rola Bonda w „Casino Royale” wymaga od niego niesamowitej sprawności fizycznej. „Przystojniak na plaży z palmami w tle to było już za mało. Kiedyś, kiedy ludzie nie podróżowali tak masowo jak teraz, widok rajskich wysp i faceta z nagim torsem robił wrażenie. Dziś widz oczekuje czegoś więcej”, uważa Daniel, który musiał bawidamka zmienić w faceta, który także myśli i czuje. „Z drugiej strony zależało mi, żeby Bond po zdjęciu koszulki wyglądał jak maszyna do zabijania, a nie model z wybiegów Chanel czy Diora. Nie starać się być sexy za wszelką cenę”, podsumowuje.

Wątpliwości w sprawie obsady nie miały tylko dwie osoby. Jedną z nich była producentka filmu Barbara Broccoli. Od razu podpisała z Danielem kontrakt na trzy filmy z rzędu i wstępne przyrzeczenie zagrania w dwóch następnych. Drugą – sam Daniel. „Już po przeczytaniu scenariusza wiedziałem, że to majstersztyk. Byłbym skończonym głupcem, gdybym nie przyjął tej roli. A protesty? Jeśli chodzi jedynie o to, że jestem blondynem, to mogę spać spokojnie”, twierdził. Zawsze daję z siebie wszystko

Dzień w dzień trenował w siłowni. „Gdybym nie był w świetnej formie, nie przeżyłbym do końca zdjęć. Żadna ze scen w tym filmie nie jest poprawiana elektronicznie. Wszystko, co widzimy na ekranie, działo się naprawdę”, tłumaczył. Tylko w ujęciach na dużych wysokościach zastąpił go kaskader, bo Daniel cierpi na lęk wysokości.

Opłaciło się. „Casino Royale” okazał się najbardziej dochodowym Bondem w historii tej serii i przyniósł 600 milionów dolarów czystego zysku, a rola Daniela była wychwalana przez największych sceptyków. „Nie sądziłem, że będzie tak dobry. Myślałem utartymi schematami. Ale to najlepszy z Bondów”, bił się w piersi Campbell. Nad kreacją Daniela rozpływał się Sean Connery. Najwięcej komplementów padło jednak z ust Pierce’a Brosnana, poprzedniego Bonda, który początkowo miał wielki żal nie tylko do producentów, lecz także do Craiga. „Miło mi, że miałem swój skromny udział w dziejach agenta 007. Ale producenci dokonali najlepszego wyboru z możliwych. Daniel jest najlepszym Bondem wszech czasów”, podsumował Brosnan.

Moje dolce vita
Z dnia na dzień Daniel stał się gwiazdą pierwszej wielkości. W wieku 40 lat mógł wreszcie wieść życie, o jakim zawsze marzył. „Tylko w ciągu ostatniego roku dzięki Bondowi byłem w Peru, Panamie, Chile, USA i Japonii. Zobaczyłem Tokio i Nowy Jork oraz Los Angeles, gdzie mógłbym zamieszkać na dłużej. Gdyby nie Bond, prawdopodobnie nigdy nie zdecydowałbym się na skok ze spadochronem czy jazdę na rollercoasterze. A tak spróbowałem i wierzcie mi, adrenalina jest jak narkotyk. Naprawdę można się od tego uzależnić”, mówi. Nagle zaczął wygrywać rankingi najprzystojniejszych, najbardziej wpływowych i najlepiej ubranych aktorów świata. I choć nigdy nie narzekał na brak powodzenia, teraz nie może się opędzić od kobiet.

Na palcu jego partnerki, Satsuki, od dwóch lat błyszczy brylant od Cartiera. Ale są tacy, którzy nie dają tej parze przyszłości. Bo Daniel uwielbia kobiety i nie kryje, że tak jak jego bohaterowi pochlebia mu zainteresowanie płci pięknej. Był raz żonaty, jego żoną była szkocka aktorka Fiona Loudon. Ma z nią 15-letnią córkę Ellę. Ale od tamtego czasu był związany z wieloma kobietami, między innymi Kate Moss, Sienną Miller czy niemiecką aktorką Heike Makatsch. Barbara Broccoli była gotowa zapłacić na licytacji za pocałunek Bonda 38 tysięcy dolarów. Zdradziła, że „warto było, bo nikt tak nie całuje jak Craig”.

Za kolejne dwa Bondy Daniel otrzyma 10 i 16 milionów dolarów, czyli dwukrotnie więcej, niż początkowo oferowała pani producent. „Nie przeczę, że to miłe móc sobie pozwolić na różne rzeczy. Nigdy jednak nie wziąłem roli ze względu na gażę. Zresztą skończmy ten temat. Brytyjczycy nie rozmawiają o pieniądzach, a ja jestem Brytyjczykiem w każdym calu”.

Nie muszę tłumaczyć, kim jestem
„Jeśli więc musiałbym wymienić jakiś minus sławy, to jest nią popularność. Codziennie pod moim domem roi się od fotoreporterów i fanów serii. Nie mogę przejść spokojnie ulicą. Żebym nie wiem jak się przebrał, jak zakamuflował, zawsze ktoś mnie rozpozna. Krzyknie: »O, Bond!«. I już wszyscy się na mnie gapią. Proszą o autografy, zapraszają na martini. Nawet zapuściłem brodę, bo miałem nadzieję, że będę nierozpoznawalny. Wszystko na nic, tyle że było mi upiornie gorąco z zarostem”, mówi. Szybko jednak dodaje: „Tylko nie myślcie, że narzekam. Nic podobnego. Zamierzam być Bondem tak długo, jak pozwoli zdrowie. Najchętniej do późnej starości, dopóki nie zacznę się sypać. Bo dziś wystarczy, że powiem: »Jestem Craig. Daniel Craig«. I wszystko jasne”.

Magda Łuków

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama