Nazywała się Luisel Ramos. Miała 22 lata i pochodziła z Urugwaju. Ponad metr siedemdziesiąt wzrostu, długie blond włosy i zielone oczy. Kiedy została modelką, agencja roztaczała przed nią wizję międzynarodowej kariery. Musiała tylko schudnąć kilka kilogramów. Luisel chciała zrealizować marzenie z dzieciństwa. Pojechać do Nowego Jorku, pozować największym fotografom, być jak Kate Moss. Przez ponad miesiąc przestrzegała drakońskiej diety – cola light, jabłko, kilka liści sałaty. Przez dwa następne prawie nie jadła. Schudła z 62 do 50 kilogramów, osiągnęła pożądany w świecie mody rozmiar zero. Dzięki temu dostała pracę podczas urugwajskiego tygodnia mody w Montevideo. W trakcie pokazu, wracając z wybiegu do garderoby, nagle upadła. Inne dziewczyny, przyzwyczajone do takich scen, wezwały pomoc dopiero po kilkunastu minutach. Kiedy przyjechał ambulans, już nie żyła. Jej serce nie wytrzymało wysiłku i niedożywienia. Zmarła na zawał.

Reklama

Za kulisami

W dniu castingu w atelier kreatora Jeana-Charles’a de Castelbajaca przygotowaniom do pokazu asystuje kamera francuskiej telewizji M6. „Szukam bardzo smukłych dziewcząt o cienkich pęcinach i przegubach. Tego wymaga moja tegoroczna kolekcja”, nie kryje swoich wymagań Castelbajac. W korytarzu, w garderobie, na schodach – wszędzie siedzą modelki i wszystkie wyglądają podobnie. Są bardzo wysokie i bardzo chude.

16-letnia Francoise, zapytana przez dziennikarza, czy stosuje dietę, odpowiada: „Ależ skąd, po prostu taka jestem z natury”. Po chwili przyznaje, że na śniadanie wypiła tylko kawę. Projektantowi nie przeszkadza, że na jego pokazach defilują „szkielety”. „W latach 80. i 90. modelki miały bardziej kobiece kształty, piersi, pośladki, biodra. To się zmieniło, bo teraz obowiązuje model androgyniczny. W pokazach chodzą coraz młodsze dziewczyny, prawie dzieci, które nie zakończyły jeszcze procesu dojrzewania. Nie można ich porównywać z dorosłymi kobietami”, tłumaczy.

Może właśnie popyt na chudość powoduje, że agencje modelek wywierają nacisk na dziewczyny. „Oczywiście nikt w szanującej się agencji nie powie modelce wprost, że ma się odchudzić, bo inaczej wyleci. W grę wchodzą subtelne naciski, mówi się raczej: »To twój moment, twoja szansa. Teraz cię chcą, za rok przyjdą młodsze. Okazja już się nie powtórzy«”, mówi jedna z Polek, która zaczyna właśnie karierę w Paryżu. Młode dziewczyny debiutujące w zawodzie, zastraszone, pragnące za wszelka cenę zaistnieć, ulegają ogólnemu trendowi. Przestają jeść, by jak najszybciej dostosować się do panujących norm. I nawet kiedy ewidentnie widać, że wpadają w anoreksję, agencja udaje, że nie dostrzega problemu.

Zobacz także

Sprawa wagi państwowej

Trzeba było śmierci Luisel Ramos, by wybuchła publiczna dyskusja na temat tego, co widać gołym okiem – modelki występujące na pokazach są coraz chudsze. W Hiszpanii rząd, który dofinansowuje rodzimy przemysł modowy, odgórnie ustalił granicę minimalnej wagi. Regionalne władze Madrytu ustaliły normę obowiązującą modelki, które występują podczas Pasarela Cibeles – hiszpańskiego tygodnia mody. Oblicza się ją, dzieląc wagę przez wzrost (w metrach) podniesiony do kwadratu, a ramy normalności mieszczą się pomiędzy wskaźnikiem 18 a 24. Na przykład przy 175 centymetrach zdrowa kobieta powinna ważyć co najmniej 56 kilogramów.

Przed wyjściem na wybieg każda z modelek była ważona i mierzona. Służyło to sprawdzeniu tak zwanego wskaźnika masy ciała dziewcząt. Na 68 z powodu „niezgodności z normą” wykluczono pięć. Miały wskaźnik masy poniżej 18, czyli wedle norm Światowej Organizacji Zdrowia były po prostu niedożywione. Mimo że, jak głosiły plotki, przed wejściem na wagę wypiły dwa litry wody.

To dyskryminacja!

Czy kreatorzy posunęli się za daleko? Czy agencje modelek zmuszają dziewczęta do odchudzania? Czy to wina reklamy i kolorowych magazynów, że zachodnie społeczeństwo pogrąża się coraz bardziej w chorym kulcie chudości? Większość szefów paryskich agencji twierdzi, że problemu nie ma. Tylko Cyril Brulé, który reprezentuje Natalię Vodianovą czy Karolinę Kurkovą, złamał zmowę milczenia. „To, co się dzieje, jest niepokojące. Grupa ludzi związanych z modą zdecydowała, że dziewczyny powinny być chude, a ubrania w coraz mniejszym rozmiarze. To osoby, które cierpią na chorobliwą potrzebę autokontroli”. Ale Brulé jest w tym osamotniony. Prezes Francuskiej Federacji Krawiectwa Didier Grumbach deklaruje, że „mody nie da się reglamentować. Jeśli Gaultier chce zaprosić do pokazu grubasy, przecież nie będziemy mu tego zabraniać. To projektant decyduje, jakie modelki odpowiadają jego wizji artystycznej. Gdybyśmy we Francji chcieli wprowadzić ograniczenia, które zastosowano w Hiszpanii, zostalibyśmy wyśmiani”.

Szef amerykańskiego stowarzyszenia projektantów Stan Herman też uważa, że zakaz pozowania dla zbyt szczupłych modelek to zwyczajna dyskryminacja. „A w moim kraju za dyskryminację, zarówno grubasów jak i chudzielców, można zostać zaskarżonym do sądu”. Chudości zajadle broni też Karl Lagerfeld. Publicznie i z nieukrywanym niesmakiem stwierdził, że hiszpański zakaz to „ograniczenie artystycznej swobody”. Jego opinia nikogo nie zaskoczyła, bo Karl – odkąd kilka lat temu schudł, a później opisał to w książce „Najlepsza dieta: jak straciłem 42 kg w 13 miesięcy” – stał się fanatykiem odchudzania. Głośny był jego konflikt z koncernem H&M, dla którego dwa lata temu zaprojektował autorską linię. Lagerfeld kategorycznie odmówił dostosowania swoich projektów do rozmiarów powyżej 42, bo rzeczy na osobach o takiej figurze źle leżą i nie mają nic wspólnego z jego wizją.

Kalorie i hipokryzja

Choć zakaz wydany przez hiszpański rząd rozpętał ogólnoświa-tową polemikę, modelki, które pojawiły się na tegorocznych pokazach mody w Madrycie, były tak samo chude, jak rok temu. Cała akcja stała się doskonałą reklamą dla Pasarela Cibeles. Podczas gdy w zeszłym roku wydano zaledwie 60 akredytacji, w tym było ich ponad 100. Mówiło się też, że ta akcja to polityczny fortel. Chodziło o zdobycie sympatii potencjalnych wyborców – rodziców przeszło sześciu procent Hiszpanek pomiędzy 12. a 21. rokiem życia, które cierpią na anoreksję lub bulimię.

Być może rację ma Sylvie Fabrégon, dyrektorka Masters, agencji modelek-seniorek, która uważa, że ściągnięcie zbyt chudych dziewcząt z wybiegów niczego nie zmieni. W Hiszpanii wykluczono pięć nikomu nieznanych, anonimowych twarzy, a przecież tak naprawdę kwalifikuje się do tego większość najpopularniejszych top modelek. Lily Cole przy wzroście 179 centymetrów waży 57 kilo, Kate Moss ma współczynnik masy ciała poniżej 15, a Esther Cañadas na tej skali plasuje się poniżej 14! „To kolorowe magazyny powinny jednym głosem powiedzieć »chudość jest brzydka«, a nie zachęcać do zrzucenia pięciu kilogramów przed wakacjami”, uważa Sylvie Fabrégon. Ale czy jej głos coś zmieni? Miejmy nadzieję, że tak, zanim kolejna Luisel Ramos umrze z głodu.

Reklama

Anna Maćkowska

Reklama
Reklama
Reklama