– Fajnie pomyśleć o sobie: jestem najlepszą partią w Polsce?

Reklama

Anna Guzik: ...

– Hmm, nie przyzna się więc Pani i do tego, że zarabia 100 tysięcy miesięcznie, jak podliczają brukowce?

Anna Guzik: ...

– Cóż, mało mówi Pani o sobie. Może jednak otworzę któreś zamknięte drzwi?

Zobacz także

Anna Guzik: Proszę próbować.

– Podejrzewała Pani kiedyś, że będzie bohaterką takich prasowych enuncjacji? Że cała Polska będzie się emocjonowała tym, czy ma Pani faceta, czy nie?

Anna Guzik: Nigdy. Może zacznę przyjmować zakłady bukmacherskie? Otworzę stronę www.zaklady@guzik.pl i zbiję grubą kasę?

– To wcale nie jest zły pomysł. Jeździ Pani swoim porsche?

Anna Guzik: Jeżdżę.

– Może powinna Pani włożyć do niego białe futro i botki za kolana?

Anna Guzik: Moi znajomi mogliby mnie nie wpuścić do domu… (śmiech). Ale być może fajnie byłoby zagrać taką postać.

– Mężczyźni pewnie żyć Pani nie dają?

Anna Guzik: Nie mogę narzekać. Jestem romantyczką. Wierzę w miłość na całe życie.

– Zamierza Pani zmienić coś w sobie?

Anna Guzik: Całe życie zmieniamy się przez doświadczanie, poznawania, odkrywanie. Już teraz widzę to po sobie. Stałam się spokojniejsza, mniej impulsywna. Złagodniałam, choć moi koledzy z teatru pewnie się uśmieją, czytając te słowa (śmiech).

– Sprawia Pani wrażenie zakochanej?

Anna Guzik: Tak? Może dlatego, że mam teraz trochę więcej czasu na sprawianie sobie przyjemności. Mogę wypić rano spokojnie kawę, pójść na basen, spotkać się z przyjaciółmi i pobyć ze sobą. Nadal także intensywnie pracuję.

– Pani jest po prostu zakochana w życiu?

Anna Guzik: Ładnie to pani powiedziała. Tak, w życiu właśnie. A ono jest takie kruche i trzeba za nie dziękować i cieszyć się każdą chwilą.

– Nie ma Pani poczucia, że trzeba się śpieszyć?

Anna Guzik: Może trochę… czasami. Wciąż bacznie obserwuję to, co się dzieje wkoło mnie i staram się jak mogę wykorzystywać wszystko, co dostaję od życia.

– Przypuszczała Pani, że wygra „Taniec z gwiazdami”?

Anna Guzik: Nie. Myślałam raczej, jak sobie poradzę. Wcześniej słyszałam na ten temat różne historie – o kontuzjach, przemęczeniu, napięciach psychicznych, które mnie trochę studziły. Poza tym miałam bardzo napięty grafik. Obawiałam się, czy dyrektor teatru zwolni mnie na soboty i niedziele, które dla teatru są przecież najważniejsze, czy w końcu uda mi się pogodzić taniec z pracą w serialu, czy wytrzymam tempo. Na szczęście okres przygotowań do „Tańca z gwiazdami” przypadł na wakacje, wszystko więc ułożyło się pomyślnie. Poza tym po raz kolejny okazało się, że strach ma wielkie oczy. Dzięki temu programowi przeżyłam sporo wspaniałych chwil, pojawiły się nowe przyjaźnie i nauczyłam się trochę nowego o sobie.

– A mnie się wydawało, że Pani nie miewa takich rozterek, że idzie Pani jak burza do przodu.

Anna Guzik: Dlatego, że podejmuję wyzwania? Ktoś, patrząc z boku, może myśleć tak jak pani. Każda jednak decyzja ma swoje konsekwencje i cenę. Tylko ja wiem, ile mnie kosztowała rezygnacja z mojej pierwszej roli w teatrze.

– Dla roli w serialu, jak pamiętam?

Anna Guzik: Tak, to był mój pierwszy serial – „Baobab”. Kiedy zaczęłam grać w „Na Wspólnej”, wielu ludzi mówiło mi: „Po cholerę ci ten teatr w Bielsku, rzuć go!”.

– A po cholerę Pani ten teatr?

Anna Guzik: To jest tak, jak w firmie, która posiada dwie linie produkcyjne. Jedna przynosi mnóstwo zysku, a druga ma o wiele mniejsze obroty. Ale nagle okazuje się, że główna linia podupada i wtedy ta mniejsza wysuwa się na pierwszy plan. Plan filmowy i scena teatralna to zupełnie inne światy dla aktora. Nie byłabym w tym miejscu, gdzie jestem, gdyby któregoś z nich zabrakło.

– Pani musi mieć poczucie bezpieczeństwa, stojąc na dwóch nogach?

Anna Guzik: Mówiłam w przenośni. To nie jest kwestia kaprysu. Naprawdę byłoby mi łatwiej zostać w Warszawie, chodzić na zdjęcia próbne, grać w serialach, udzielać wywiadów i bywać na przyjęciach. Aby godzić te dwa światy, muszę na barkach nieść spory ciężar, wstawać o czwartej rano, siedzieć na walizkach, jeździć z Warszawy do Bielska i na odwrót. Ale ja po pierwsze kocham to, co robię. Buduję swoją przyszłość. Zamierzam zostać w tym zawodzie długie lata, a nie wypstrykać się w dwa sezony.

– Zawsze Pani tak wszystko starannie planuje?

Anna Guzik: W planowaniu raczej nie byłam nigdy dobra. Aktorką zostałam przez przypadek i dzięki intuicji. Poza tym zawsze pozostaje w życiu przestrzeń absolutnej wolności, do której dostęp mają tylko anioły. Robię to, co mogę, najlepiej jak potrafię, reszta nie zależy ode mnie. Teraz jednak, gdy już jestem dojrzalsza, zaczynam myśleć bardziej długofalowo. Przyglądam się losom ludzi i zastanawiam się, czyja kariera mi się podoba.

– Czyja na przykład?

Anna Guzik: Janusza Gajosa, Krystyny Jandy. Kiedyś kochałam się w Janku Kosie z „Czterech pancernych”.

– Janusz Gajos potem długo miał na czole niewidzialną pieczątkę: Janek Kos. Zaszufladkowano go, nie dostawał propozycji. Pani też grozi pieczątka: Hela?

Anna Guzik: Być może, tylko że ja patrzę na życie Janusza Gajosa z perspektywy czasu i tego, co zrobił później. Myślę, że każdy musi przejść przez pewne etapy.

– Skąd się Pani taka wzięła – uparta i konsekwentna? Czy to się dziedziczy?

Anna Guzik: Zawsze byłam uparta. Kiedy miałam pięć lat, uciekłam nawet z domu. Nie wiem, po kim to mam, może po mamie...

– Wygląda na kobietę łagodną. Widziałam ją na Waszych wspólnych zdjęciach z Ameryki.

Anna Guzik: Łagodną? Pozory mylą. Moja mama przez całe lata prowadziła firmę. Była kobietą biznesu i pierwszą, która na osiedlu miała zachodni samochód. Jest bardzo kobieca, atrakcyjna, ale to, wbrew pozorom, twarda sztuka.

– A Pani? Wiecznie uśmiechnięta „dziewczyna z sąsiedztwa”?

Anna Guzik: Na pewno nie jestem dziewczyną z sąsiedztwa. Ci, którzy mnie naprawdę znają, wiedzą, jaka jestem.

– To znaczy?

Anna Guzik: Zmienna, różnorodna, nieprzewidywalna…

– I zaskakuje Pani sama siebie?

Anna Guzik: Zaskakuję, gdy patrzę na siebie z perspektywy czasu. Jest taki moment, kiedy się robi analizy. U mnie to były 30. urodziny.

– W moim życiu najgorsze.

Anna Guzik: Tak? A ja miałam świetną imprezę, szaleliśmy z przyjaciółmi do rana. Ta „magiczna” trzydziestka zmusiła mnie jednak trochę do przemyśleń. Spojrzałam na siebie z perspektywy 10 lat. Byłam zaskoczona zmianami, jakie we mnie zaszły. Tych zmian nie zauważa się tak z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc. A potem okazuje się, że minęła cała epoka, cały etap, bardzo ważny. Poklepałam wtedy siebie po plecach: jest dobrze. I to było dla mnie zaskoczenie, bo ja zazwyczaj wymagam od siebie bardzo dużo i rzadko sama siebie chwalę.

– Wiem, że jest Pani bardzo wymagająca wobec siebie, choćby ta słynna punktualność.

Anna Guzik: To dlatego, że mam cały dzień rozpisany co do minuty – plan zdjęciowy, próby, treningi, wywiady. Jeśli miałabym na kogoś czekać, wolałabym te 15 minut przeznaczyć na sen lub relaks. Kalkuluję, co mi się bardziej opłaca. A co do wymagań, trzeba je mieć, bo lepiej popełnić błąd przecenienia swoich możliwości niż niedocenienia. Człowiek jest zdolny do naprawdę niesamowitych dokonań.

– A do czego Pani jest zdolna?

Anna Guzik: Chociażby do tego, żeby nauczyć się tańczyć w cztery tygodnie (śmiech). A mówiąc poważnie, do podejmowania wyzwań i realizowania ich. Wymaga to ode mnie sporej koncentracji, organizacji pracy, bywa bardzo męczące fizycznie, głównie przez deficyt snu, ale warto. Robię to, co chcę, a nie to, co muszę.

– Ale w ten sposób można doprowadzić siebie do całkowitego wyczerpania i leczenia psychiatrycznego?

Anna Guzik: Oczywiście, można nawet doprowadzić się do wyczerpania psychicznego, leżąc na kanapie (śmiech). Ja nie mam tego problemu i nie narzekam na kondycję. Potrafię umiejętnie wypoczywać. Czas dla siebie jest wręcz obowiązkiem. Nawet kosztem jakiejś intratnej propozycji. Teraz już to wiem.

– I pewnie dlatego nie chodzi Pani na imprezy salonowe, bo szkoda czasu?

Anna Guzik: Wolę się spotkać z przyjaciółmi, niż iść gdzieś oficjalnie. Poza tym musiałabym wygospodarować jeszcze godzinę na makijaż i dobór sukienki. Wolę wskoczyć w dżinsy i pojechać do przyjaciółki całkiem prywatnie.

– Dużo ma Pani tych sukienek?

Anna Guzik: Prawdę mówiąc, dopiero teraz zaczynam je kolekcjonować.

– Dlatego, że taniec wyrzeźbił Pani świetną figurę?

Anna Guzik: Dziękuję, chociaż to jest pani opinia. Są gusta i guściki. Pojęcie piękna jest dla każdego inne. Teraz rozumiem, co znaczy powiedzenie, że aktor musi mieć wrażliwość motyla i skórę słonia. Kiedy zaczynałam, ostrzegano mnie, że usłyszę na swój temat mnóstwo nieprzyjemnych rzeczy.

– Nie zależy Pani na opinii innych?

Anna Guzik: Na opinii rodziny i przyjaciół – bardzo. Ale nie mogę przejmować się wszystkimi opiniami, bo zwariuję. Miałam niedawno rozmowę z przyjacielem, który powiedział mi: „Jeśli będziesz wszystko brała do serca, przegrasz. Słuchaj tylko mądrych ludzi”. Przyjmuję więc krytykę, ale tylko konstruktywną, np. że tę rolę powinnam zagrać inaczej, mieć inny kostium itd. Oczywiście zawsze na początku się wściekam, ale potem analizuję argumenty i bardzo często robię zmiany.

– Wścieka się Pani? Taka spokojna osoba?

Anna Guzik: (Śmiech). Zawsze byłam dobra w kamuflażu i aktorstwie.

– Nie uwierzę jednak, że zupełnie nie bała się Pani reakcji publiczności podczas programu. Podobno rodzina przeciwniczki wygwizdała Panią?

Anna Guzik: Dla mnie „Taniec z gwiazdami” to były jakby sportowe zawody, gdzie publiczność żywiołowo reaguje, widząc swojego faworyta. Poza tym my, uczestnicy, żyliśmy w innym świecie niż nasi kibice. Byliśmy zbyt zaangażowani w taniec i zmęczeni, by się czymkolwiek przejmować. Między nami nie było złej atmosfery, lubiliśmy się, zżyliśmy się ze sobą.

– Nawet zaczęto Panią łączyć z jej partnerem.

Anna Guzik: Z Łukaszem? Nie wiedziałam.

– Ma Pani jakieś słabości?

Anna Guzik: Mnóstwo. Tylko uważam, że nie należy ich wyolbrzymiać. Mój najbardziej burzliwy okres przypadł chyba na dojrzewanie, to był prawdziwy koszmar. Nie miało to jednak związku z moją rodziną, ale było raczej naturalną koleją rzeczy.

– Psychologowie twierdzą, że okres dojrzewania kosztuje nas najwięcej cierpień.

Anna Guzik: Tak, bo świat dziecięcy odchodzi, a dorosłego jeszcze nie zdążyliśmy oswoić. Uważam, że każde trudne doświadczenie ma szansę pięknie i dobrze zaowocować w przyszłości. To kwestia dojrzewania właśnie…

– Miała Pani problemy z podejmowaniem decyzji? Podobno chciała Pani zostać chirurgiem?

Anna Guzik: Chirurgiem raczej bym nie została, pewnie poszłabym na germanistykę lub AWF, do czego się przygotowywałam. Wiele decyzji podejmuję intuicyjnie. Zwykle mamy w życiu kilka „bramek” do wyboru, każda dokądś prowadzi. Ja wybrałam bramkę z napisem „aktorka” i myślę, że wybrałam dobrze. Jako germanistka mogłabym oszaleć z moją potrzebą zmienności. Chociaż… nigdy nie wiadomo.

– To był moment przełomowy dla Pani?

Anna Guzik: Momentem przełomowym było na pewno dostanie się do szkoły teatralnej. Mój problem w liceum polegał na tym, że byłam w wielu dziedzinach dobra. I tak naprawdę nie wiedziałam, co wybrać.

– Szyć też Pani umiała?

Anna Guzik: O nie, w tej dziedzinie jestem noga. Prace ręczne wykonywał za mnie ojciec koleżanki. Ale bardzo lubiłam się uczyć.

– To nie jest Pani całkiem normalna.

Anna Guzik: Raczej nie jestem. Chciałabym jeszcze pójść na jakieś studia, ale w sumie mój zawód zmusza mnie do gimnastyki intelektualnej, wciąż uczę się czegoś nowego.

– W życiu też się Pani uczy?

Anna Guzik: Nieustannie. Choćby tego, by nie być dla siebie zbyt surową. I że trzeba dbać o ludzi, walczyć o nich. Życie dla siebie nie daje takiej radości, jak możliwość dzielenia go z innymi. Nawet jeśli wymaga to oddania cząstki siebie.

– Wyjechała Pani na studia, mając 18 lat. Trudno było rozstać się z domem?

Anna Guzik: Bardzo. Przez pierwszy rok bardzo tęskniłam, ale później przywykłam do samodzielności. Gdyby nie studia w innym mieście, pewnie nie wyprowadziłabym się z domu, nie miałam potrzeby ucieczki. Nauczyłam się dbać o siebie sama.

– Co było najgorszego w tej nauce?

Anna Guzik: W moim domu zawsze ktoś był, był ruch, dużo śmiechu, żartów. A tu nagle cisza.

– A w ciszy czają się lęki?

Anna Guzik: W ciszy jesteś sama i masz dużo, za dużo wręcz czasu na myślenie. Najtrudniejsza po ukończeniu szkoły była świadomość, że zostałam aktorką i muszę teraz iść do teatru. Wcale nie byłam pewna, czy tego naprawdę chcę. Dopiero po pierwszej premierze teatralnej wiedziałam, że wybrałam dobrze.

– Mama nie odradzała Pani zawodu aktorki?

Anna Guzik: Mama sama zdawała kiedyś do szkoły teatralnej i, prawdę powiedziawszy, była bardzo zdziwiona, że się dostałam. Pozytywnie ją zaskoczyłam.

– Aktorem zostaje się w oczekiwaniu na sławę. Nie zdobywa się jej, grając w Bielsku.

Anna Guzik: Przez pierwsze sześć lat grałam w Bielsku wszystko: farsy, dramaty, bajki, dell’arte, spektakle muzyczne, przeszłam niezłą szkołę i to jest mój kapitał. Wreszcie poczułam, że przyszedł czas, żeby coś zmienić. Zaczęłam pojawiać się w Warszawie na zdjęciach próbnych, castingach, spotykałam się z drugimi reżyserami. Podniosłam rękawicę i udało się. Mogę powiedzieć, że chwyciłam pana Boga za nogi (śmiech).

– Pani często go chwyta, zdobywając różne przyczółki, ale czy pod powierzchnią tych wszystkich spraw nie ukrywa się czekanie na miłość?

Anna Guzik: Miłość jest motywacją wszystkich naszych działań. By być dobrą aktorką, trzeba mieć w sobie dużo miłości.

– I dużo przeżyć?

Anna Guzik: Tak. I tęsknotę, i pragnienia. Cały czas trzeba pragnąć. W aktorstwie w dużej mierze opieramy się na swoich uczuciach i wyobraźni.

– Czerpie Pani z siebie?

Anna Guzik: Owszem i dlatego nie chcę rozmieniać się na drobne.

– Nie należy Pani do dziewczyn, które można poklepać po tyłku?

Anna Guzik: Trzeba się liczyć z konsekwencjami… (śmiech) Chociaż… nie zawsze. Stałam na dworcu w Katowicach, opalona, w krótkiej spódniczce. Przechodziła grupa Cyganek z dziećmi. Jedna z nich, mająca niemowlę na rękach, uderzyła mnie po udach pasem. Nie oddalam jej, choć o mało się nie popłakałam. Z bezsilności oczywiście.

– Trudno narzucić Pani jakieś ograniczenia, upchnąć w ramki?

Anna Guzik: Nie znoszę ram. Działają na mnie jak płachta na byka. Często kłóciłam się o to z babcią, która mówiła, że tego czy tamtego nie wypada mi robić – dziewczynki nie biegają po wsi, mają czyste sukienki i idą do kościoła z bratem za rączkę. No i co z bratem zrobiliśmy? Natychmiast pobiegliśmy, każde w swoją stronę. Jak pani widzi, od zawsze moje życie polegało na przełamywaniu stereotypów.

Reklama

Rozmawiała: Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Jola Czaja
Asystentki stylistki Karolina Gruszecka, Beata Hadaś
Makijaż Beata Milczarek/Metaluna
Fryzury Sylwia Kiliś/Metaluna
Scenografia Michał Zomer
Produkcja Ewa Kwiatkowska

Reklama
Reklama
Reklama