O tym ślubie media trąbią od dwóch lat. Spekulują, snują historie wyssane z palca. Gdy oni nie puszczają pary z ust, Internet pęka w szwach od plotek. W Google można znaleźć 700 tysięcy odnośników dotyczących ich ślubu. Tabloidy urządzają ogólnonarodową hucpę. Przekonują, że prezydentówna ćwiczy na rurze przed wieczorem panieńskim. Dostała pierścionek zaręczynowy za 30 złotych. Prezydent i jego żona odchudzają się na wesele. Trwają spekulacje dotyczące cen sukni, wesela, listy gości. Można zobaczyć nawet łóżko, w którym młodzi spędzą noc poślubną. Najtrudniej jest się przyzwyczaić do nieustannego śledzenia przez paparazzich.

Reklama

„Przez ostatnie miesiące na co dzień towarzyszy mi dźwięk migawki”, mówi Ola Kwaśniewska. „Łapię się na tym, że spinam się na odgłos liści albo toczącej się po chodniku plastikowej butelki, bo brzmią podobnie”. Jej partner znosi to jeszcze gorzej: „Weszli z brudnymi gumiakami w moją prywatność”. Dotąd nie udzielali na temat swojego związku żadnych wypowiedzi. Zastanawiają się długo, w końcu postanawiają przerwać milczenie. Nie chcą, żeby obowiązującą wersją ich wspólnego życia była ta stworzona przez brukowce. Raz powiedzą, jak jest naprawdę, żeby uciąć wszelkie spekulacje.

Bardzo chcieliśmy uniknąć robienia z naszego ślubu sensacji. Ale dość szybko musieliśmy pogodzić się z tym, że tego nie unikniemy. Paradoksalnie, ledwo wyszliśmy ze spotkania z prawnikiem, którego radziliśmy się, jak walczyć o prawo do prywatności, już czytaliśmy, że odwiedziliśmy kancelarię prawną, żeby podpisać intercyzę. Zrozumieliśmy, że to bez sensu. Im mniej mówimy, tym więcej o nas piszą

- mówi Ola Kwaśniewska.

Będziesz moją żoną

Aleksandry Kwaśniewskiej przedstawiać nie trzeba. Odkąd pojawiły się w Polsce brukowce, Ola, jako jedyna córka urzędującego prezydenta, stała się dla nich łakomym kąskiem. Mogliśmy śledzić domniemane historie jej związków, zobaczyć, jak wygląda podczas aerobiku czy przeanalizować jej trasę na obronę pracy magisterskiej. Dziś mało kto o tym pamięta, bo przyjęło się zakładać, że uwagę ściągnęła na siebie sama, biorąc udział w „Tańcu z gwiazdami”. Ola jednak nie wykazywała nigdy potrzeby wzbudzania nadmiernego zainteresowania, a do programu, jak sama przyznaje, poszła, żeby raz na zawsze nasycić ciekawość ludzi jej osobą. Nie wiedziała wtedy, że tym programem zapoczątkuje karierę medialną, a ludzka ciekawość jest nie do nasycenia. Jej życiowe wybory są poddawane publicznej dyskusji, więc łatwo jest prześledzić reakcje na ten związek. Przeważa niedowierzanie. Dlaczego bywająca na okładkach kolorowych pism Kwaśniewska wiąże się z niszowym muzykiem, unikającym jak ognia medialnego rozgłosu? Internauci doszukują się interesu. Może on chce się na niej wypromować? Może jest potwornie bogaty? Pojawiają się sugestie, że ich ojcowie znają się od lat i dobili targu. Kuba stanie się dzięki Oli znany, ona nie będzie starą panną. Nowożeńcy śmieją się, słysząc te doniesienia. „Ten związek dziwi tylko tych, którzy nas nie znają”, mówi Ola.

Zobacz także

Kim więc jest wybranek prezydentówny? Kuba Badach latem obchodził swoje 36. urodziny. Pierwszą płytę nagrał jako 12-latek. Słowa do zaśpiewanych przez niego kolęd napisał wtedy Jacek Cygan. Gdy miał 13 lat, wystąpił w koncercie „Artyści dla Rzeczypospolitej” inaugurującym utworzenie rządu Tadeusza Mazowieckiego. Był najmłodszy, a zapowiadali go Roman Polański i światowej sławy tancerz Michaił Barysznikow. Dalsze sukcesy były kwestią czasu. Płyta Ewy Bem z 2001 roku, którą współkomponował i współprodukował z Kayah, dostaje nagrodę Fryderyka w kategorii płyta roku. Kolejne dwa Fryderyki zdobywa jako wokalista roku. I najważniejsze – uznanie branży i wiernych od lat fanów. Wśród nich własną żonę.

Ola Kwaśniewska i Kuba Badach po raz pierwszy spotykają się w Radiu Zet, jest 2009 rok. Kwaśniewska nagrywa tam swoją audycję. Kuba promuje płytę z piosenkami Andrzeja Zauchy. Wchodzi do studia i wręcza jej swój krążek. Ola bardzo się cieszy. Jest fanką Kuby od 2000 roku. Od pierwszej płyty Poluzjantów, gdzie jej wybrany jest wokalistą i kompozytorem. Zna na pamięć jego piosenki. Drugi raz spotykają się na imprezie u wspólnych znajomych. Od razu łapią kontakt. Mają ten sam rodzaj dowcipu. „Pamiętam, jak trafiłem kiedyś w telewizji na program o kulisach »Tańca z gwiazdami«. Ola była wtedy jego uczestniczką. Była tak zabawna, że płakałem ze śmiechu. Byłem zaskoczony, że można sobie na coś takiego pozwolić w telewizji i w dodatku robi to córka prezydenta”. Podczas tego spotkania Kuba żartem oświadcza Oli, że będzie jego żoną. I co? „Jak widzisz, tak naprawdę kompletnie nie znam się na żartach”, mówi ze śmiechem Ola.

Przygotowania do ślubu

Ola Kwaśniewska nigdy nie marzy o białej sukni. Jako dziewczynka woli detektywistyczne pościgi, to Herkules Poirot jest jej Królewną Śnieżką. Później, w swoim 30-letnim życiu, zaliczy wiele ślubów. Na młode pary patrzy zawsze z podziwem. Wydaje jej się, że przygotowania przerastają ją logistycznie i emocjonalnie. Zanim spotka Kubę, śni jej się, że dusi się, idąc do ołtarza. Teraz sama się dziwi swojemu spokojowi. Mało im ślubu. Zabierają się też za remont wspólnego mieszkania. Przez ostatnie miesiące nie wiedzą, jak się nazywają. „Okazało się, że nie umiemy nikomu oddać kontroli”, na ustach Oli uśmiech dyplomowanej pani psycholog. W dopięciu wszystkiego pomaga im Jolanta Kwaśniewska. Bardzo są jej wdzięczni. Ale i tak nie ominą ich trudne noce. Ola: „Śniło mi się, że odbieram stos zaproszeń, wszystkie już wykaligrafowane, gotowe do wręczania. Otwieram jedno po drugim, a tam wszędzie: »Aleksandra Kwaśniewska i Jakub Chlebach Chyba zapraszają na ślub«. Płaczę: »Czy ja nawet muszę stać nad drukarzem?!«”. Kuba: „U mnie nie lepiej. Na przykład wchodzę na salę weselną, a tam unosi się potworny smród spalonego tłuszczu. Z kuchni wyskakuje kucharz i wmawia mi, że umawialiśmy się na smażonego halibuta. I znowu budzę się zdenerwowany”.

Są parą normalnych, zakochanych w sobie nawzajem młodych ludzi. Ale poddani są ogromnemu ciśnieniu. Dlatego unikają miejsc publicznych. Na ulicy nie obejmą się. Nie okażą czułości. Chodzą jak obcy sobie ludzie. Nie chcą dawać pożywki paparazzim. Na początku związku z Olą Kuba przeżywa kryzys. Zastanawia się, czy wytrzyma ciągłą presję. Rozmawiają o tym. Ola jest dojrzałą osobą. Wie, że życie z nią wiąże się ze wzmożoną ciekawością mediów, zaglądaniem do garnków i pod kołdrę. „Wiedziałam, że ja już wyboru nie mam. Od siebie nie ucieknę. On był jeszcze na rozstaju”, wspomina. Jednak nie zastanawiał się długo. „Zadałem sobie pytanie, czy strach przed brukowcami i ludźmi, którzy posługują się zupełnie inną moralnością, będzie większy niż moje uczucie”, przyznaje szczerze Badach. „Zrozumiałem, że nie będzie”.

Randka w barze mlecznym

Kuba Badach pamięta dzień, kiedy upewnił się, że to właściwa dziewczyna dla niego. Razem z zespołem pojechał do Białegostoku na festiwal Pozytywne Wibracje. Ola zabiera się z nimi. Meldują się w hotelu i idą całą grupą na obiad. Ktoś rzuca hasło: „Bar mleczny”. Kuba patrzy skrępowany na Olę. Czy córka prezydenta wychowana w pałacu zaakceptuje ten wybór? Ola bez zastanowienia woła: „Świetnie! Mają leniwe?”. Kuba śmieje się: „Ludzie w barze najpierw na nią zerkali, ale za chwilę kiwali z niedowierzaniem głowami, bo przecież to niemożliwe. A ja zrozumiałem, że to zupełnie normalna dziewczyna”. Znajomi to potwierdzają. „Ola nawiązuje błyskawiczny kontakt z ludźmi”, ocenia Dorota Miśkiewicz. „Potrafi rozmawiać ze wszystkimi i chętnie to robi”. Adam Sztaba zna prezydentównę od czasu „Tańca z gwiazdami”. „Fantastyczna dziewczyna”, mówi. „Naturalna, żadnych kompleksów. Czuć, że dostała wielkie wsparcie w domu. Dopieszczona i dowartościowana”. Oboje zakochani dostrzegają, jak wiele ich łączy. Pierwsza wizyta Kuby w domu ukochanej. Stoi przed regałem z płytami i milczy zdumiony: „Jakbym zobaczył swoją płytotekę”.

Numerologicznie oboje to jedynki. Silne, przywódcze osobowości. Dlatego czasem w powietrzu latają noże. Po spięciu jednak szybko się godzą. Nie znają cichych dni. „Kłócenie się z Olą to wyzwanie, bo bezlitośnie wytyka słabe punkty w rozumowaniu drugiej strony”, mówi Kuba. „Mnie jednak fascynuje jej sposób myślenia. Jest piekielnie inteligentna”.

„Cieszę się, patrząc na ich związek. Piękni są razem”, zachwyca się Dorota Miśkiewicz, która zna Kubę od dekady. „Kuba zmienił się przy Oli. Jest spokojniejszy, ma w sobie światło. To widać na scenie. Ma więcej do przekazania publiczności. Duchowo się rozwinął”.

Kuba Badach bardzo wcześnie doświadcza, że niebezpiecznie jest wystawać ponad przeciętność. Ma 12 lat i w programie „Butik” w TVP śpiewa kolędę. A potem wraca do Krasnegostawu i robi się nieprzyjemnie. Jest chuchrem w okularach. Starszym kolegom nie podoba się, że pokazała go telewizja. Zaczyna się od popychania, kończy na ciosach w twarz. On nazywa to dosadniej: „Dostałem dwa razy w ryja”. Zostaje mu uraz. Dlatego tak podziwia Olę. „Nie mogę uwierzyć, że dziewczyna, która 10 lat przeżyła w Pałacu Prezydenckim i spotkała się z taką totalnie bezinteresowną nienawiścią, jakimś cudem zachowuje normalność”. Pod jej urokiem są też znajomi. „Nie ma w niej strachu”, ocenia Dorota Miśkiewicz. Po ostatnim meczu Euro w Polsce Włochy–Niemcy idą obie na spacer Krakowskim Przedmieściem. Wszędzie tłumy rozochoconych i podchmielonych kibiców. Dorota waha się. Ola nie. „Ola ma zaufanie do ludzi”, dodaje Miśkiewicz. „Jakiś pijany facet złapał ją za ramię i zaczął wykrzykiwać, że to córka prezydenta. Przestraszyłam się. Szybko ją stamtąd odciągnęłam”.

Zakochany w jazzie

Jedną z wielu plotek na temat młodych jest bogactwo ojca Kuby. Senior Badach jest od 35 lat prezesem spółdzielni mleczarskiej w Krasnymstawie. Kubę złości, gdy piszą o nim „książę kefiru” i twierdzą, że to ojciec sfinansował jego karierę. „Od 20 lat pracuję na to, co mam”, tłumaczy muzyk. „Zagrałem setki koncertów, znam wszystkie kluby jazzowe w Polsce. Znam ciężar pracy muzyka, w plecach mam te wszystkie przejechane setki tysięcy kilometrów, noszenie kilogramów sprzętu muzycznego”. Ceni niezależność. Gdy ma 19 lat, zdaje maturę i pakuje plecak. Bierze od rodziców 500 złotych i jedzie na studia do Katowic. Chce spróbować, na co go stać. Po kilku dniach ma już robotę u Katarzyny Gaertner, chwilę później siedzi w studiu i nagrywa dla niej płytę. Radzi sobie doskonale. „Gdy tata zobaczył mieszkanie, które wynająłem, był załamany”, śmieje się. „W oknie pojedyncza szyba, podłoga się urywała. Za to w pokoju stał fortepian, prawdziwy steinway z 1901 roku. Józef Skrzek z grupy SBB bardzo lubił ten instrument, wpadał czasami, żeby sobie pomuzykować”.

W jaskini lwa

Jak rodzice Oli Kwaśniewskiej zareagowali na narzeczonego muzyka? „Oczywiście mama była na początku przerażona”, przyznaje Ola. „Wiadomo, jakie jest wyobrażenie o tej branży: używki, groupies i ciągle w trasie. Minęło jej natychmiast, gdy poznała Kubę. To urodzony domator”. Pierwsze spotkanie było stresujące? „Moi rodzice są bardzo serdeczni i przystępni w osobistym kontakcie. To nie było wejście do jaskini lwa”, zapewnia Ola. Kuba potwierdza: „Od początku było tak, jakbyśmy znali się od dawna”. Rodzice muzyka okazują się równie przyjaźni. Ola znakomicie się z nimi rozumie. „W obu rodzinach czujemy się jak u siebie”, zapewnia.

Gdy pytam, po co im małżeństwo, słyszę, że nie ma w tym kalkulacji. Obydwoje są z pełnych rodzin, całe życie obserwowali, że kobieta i mężczyzna mogą żyć razem, wspierać się. Skoro postanowili razem zamieszkać, małżeństwo jest oczywistą konsekwencją. W maju w czasie rozmowy o przyszłości Ola rzuciła niezobowiązująco: „A może wrzesień?”. Czemu nie? Po co czekać? Data: 22. A więc postanowione.
Czy młodą żonę martwi, że jej mąż ciągle będzie wyjeżdżał w trasę? Ola śmieje się. To przecież model życia jej rodziców. Przyzwyczajona jest, że mężczyzny nie ma w domu. Właściwie to nie wie, czyby wytrzymała, gdyby ciągle był na miejscu. Oboje potrzebują samotności. „Przynajmniej raz w tygodniu muszę być cały dzień sam”, zdradza Kuba. „Zamykam się w studiu ze słuchawkami na uszach, pracuję”. A dzieci? Bardzo chętnie, ale nie chcą zapeszać. „Kocham dzieci”, przyznaje Kuba. „Gdy widzę takie małe, głupieję. Kiedyś zajrzałem kobiecie do wózka i tak się zacząłem zachwycać, że mnie pogoniła, wyzywając od zboczeńców”.

Zwyciężył romantyzm

Warto było dla tego ślubu wystawiać się na te wszystkie nerwy? Długo zastanawiali się, czy nie wziąć cichego ślubu za granicą. Uciec od podglądaczy. Lecz zwyciężył romantyzm. „Chcemy, żeby bliscy nam ludzie byli z nami w tym momencie”, tłumaczy Ola. „To wyjątkowa chwila, którą wspomina się całe życie. Szkoda zmarnować ją ze strachu przed brukowcami”.

Reklama

Tekst Roman Praszyński

Reklama
Reklama
Reklama