Tegoroczny Rajd Dakar nie sprzyja Polakom. Co chwilę do kraju docierają szokujące informacje na temat zawodów. Najpierw dowiedzieliśmy się o śmierci Michała Hernika, a kilka dni temu doniesiono, że zaginął kolejny polski rajdowiec, Marek Dąbrowski. Na szczęście te informacje szybko zostały zweryfikowane. Zobacz: Kolejne chwile grozy na Rajdzie Dakar. Polak zaginął na szlaku

Reklama

Po wszystkich napotkanych przez Polaków trudnościach, głos w sprawie Rajdu Dakar zabrał Adam Małysz, który po przerwaniu kariery skoczka zdecydował się na udział w rajdach. Co ciekawe, patrzy on na to wszystko bardzo krytycznym okiem, czym podzielił się w ostatnim wydaniu "Faktów". Po wypadku, w którym spłonął jego samochód, udało mu się przetrwać między innymi dzięki kibicom, którzy stali przy drogach. Sugeruje również, że na pomoc, jaka została mi udzielona czekali dłuższy czas:

Czekaliśmy bardzo długo na pomoc, nie mieliśmy wody, bo wszystko spłonęło. Przy temperaturze prawie 50 stopni myślę, że też mogliśmy tam wręcz zostać na zawsze. O tyle dobrze, że znaleźliśmy w pobliżu lokalnych kibiców i oni mieli przy sobie wodę, którą nam dali. Później przyleciał helikopter, telewizja. Przylecieli, nakręcili, nie mogli nas zabrać, bo nie mieli miejsca na pokładzie. Tej wody mieli tam niewiele, którą nam zostawili, to tak było na dwa łyki i dalej czekaliśmy, później przyleciał kolejny helikopter, zrobił tylko okrążenie nad nami i poleciał dalej.

Sportowiec zdobył się na odwagę, aby wreszcie powiedzieć, jak to wygląda od kulis.

Zobacz: Dramatyczne chwile Małysza w Rajdzie Dakar. Jego samochód spłonął doszczętnie

Zobacz także


Reklama

Iza Miko na zawodach sportowych:

Reklama
Reklama
Reklama